Bydgoska Rada Miasta jest najmłodsza w historii. Siedmiu polityków nie ma jeszcze trzydziestki, kilku innych nieznacznie przekroczyło ten wiek.
<!** Image 3 align=right alt="Image 39179" sub="Jacek Wenderlich i Michał Sztybel (pierwszy i drugi z lewej), nowi bydgoscy radni Prawa i Sprawiedliwości, pilnie słuchają, co ma do powiedzenia ich bardziej doświadczony kolega, Tomasz Rega ">- I bardzo dobrze, nie są tak zapalczywi, nie uprawiają demagogii i nie operują frazesami - nie kryje zadowolenia z tego faktu dr Tomasz Kuczur, politolog z UKW. Sami zainteresowani twierdzą, że nadadzą tej radzie impetu odpowiedniego do tego, żeby o naszym mieście znowu było głośno w kraju. Kto więc będzie ją napędzał? Najmłodszy z radnych to Michał Sztybel (21 lat). - Startowałem z pierwszego miejsca. To nagroda za prowadzenie sztabu wyborczego - nie kryje radny. Sam jednak zapracował na swój sukces. - Pod kościołami i na targowiskach rozdawałem swoje ulotki i rozmawiałem z ludźmi. Musiałem ich przekonać, że mój wiek, to atut, a nie przeszkoda.
Przecierka u posła
Podobnie postąpił Jacek Rosół (24 lata). - Mieszkam na Szwederowie od dziecka. Ludzie mnie znają i mi zaufali. Zrobię wszystko, żeby po czterech latach nikt nie mógł mi powiedzieć, że nic dla Bydgoszczy nie zrobiłem - zapewnia.
<!** reklama left>Doświadczenia nie ma jednak wielkiego, podobnie jak reszta młodej gwardii z PiS-u. Większość z nich „przecierała się” politycznie u boku posłów z regionu. - Uczymy się od parlamentarzystów, podpatrujemy też naszych radnych - nie kryje Jarosław Wenderlich (24 lata). - Do biur poselskich trafiają co dzień ludzie z problemami, dlatego wiemy, co w Bydgoszczy się dzieje i co ludzi boli. Dobrze, że poseł Markowski postawił na młodych. Robił to już wcześniej, a przykład radnego Tomka Regi pokazuje, że zrobił słusznie - uważa radny.
- Możemy w tej radzie „namieszać”. Sam w kampanii pokazywałem siebie jako chłopaka żyjącego ideałami. Niektórzy działacze po 20 lat zasiadają w ławach, a efektów nie widać - wtóruje mu Jacek Wenderlich (24 lata).
Platforma Obywatelska ma w swoim gronie trzech radnych przed 30. - Miałem czwarte miejsce, ale udało mi się zdobyć mandat. Prowadzę firmę i jestem niezależny finansowo. W radzie chcę działać dla dobra miasta, a nie dla kariery. Dlatego podam rękę każdemu, kto będzie myślał podobnie, bez względu na opcję polityczną - zapewnia Piotr Trzaska (lat 26).
Adam Fórmaniak (27 lat) z kolei, mimo debiutu w samorządzie, już został wybrany szefem klubu radnych PO. Z tego względu zapewne zasiądzie w Komisji Rewizyjnej Rady Miasta. Łukasz Kowalski (29 lat) ma najdłuższy staż w bydgoskiej Platformie. - Brałem udział w kampanii wyborczej Teresy Piotrowskiej, gdy była wybierana na swoją pierwszą kadencję. Pracowałem przy funduszach unijnych, również w bydgoskim ratuszu. Młodzi dadzą radzie świeżość i dynamikę - uważa. - Zasiadają w niej również starsi, bardziej doświadczeni samorządowcy, więc równowaga będzie zapewniona.
Tomasz Rega, jeden z najmłodszych radnych poprzedniej kadencji, zdradza kolegom receptę na sukces. - Jeśli jesteś 24 godziny na dobę dla ludzi, pracujesz dla nich i oni są dla ciebie najważniejsi, to oni to docenią. Mieszkańców mało obchodzi z jakiej jesteś partii, bo krzywy chodnik i dziury na ulicach też są bezpartyjne.
Trzeba im dać czas
- Najpierw muszą się wpasować w tę radę, odnaleźć swoje miejsce. Trzeba dać im trochę czasu. Może nie jestem entuzjastą młodzieży w polityce, ale uważam, że pełni bardzo ważną rolę. Jestem pewien, że nasi młodzi samorządowcy znają się bardzo dobrze, z czasów licealnych i ze studiów, pewnie chodzili ze sobą na piwo. Oznacza to, że bez względu na szyldy partyjne, dojdą do porozumienia - uważa dr Tomasz Kuczur. - Mogą być socjalistami, konserwatystami, narodowcami czy liberałami, ale ważne, żeby mówili swoim głosem, a nie politycznych mentorów.