W poniedziałkowym pożarze garażu przy ulicy Horodelskiej na bydgoskim Szwederowie życie stracił pięćdziesięcioletni mężczyzna. Tomasz M. był dobrze znany w okolicy i uchodził za człowieka, który nigdy nie stwarzał problemów.
- Znałem go od podstawówki - mówi mężczyzna, którego spotkaliśmy w pobliżu miejsca pożaru. To typ "łazika". Bywa tu i tam w okolicy. Zna działkowiczów, których ogródki sąsiadują przez ulicę z garażowiskiem. Zna też mieszkańców pobliskich bloków, również tych przy pobliskiej ulicy Brzozowej.
Tam, gdzie pracował, zrobili Corteza
O ofierze pożaru mówi "Murzyn". - To żadne tam znieważenie - wzrusza ramionami. - To się od nazwiska jego wzięło. I tak przylgnęło już, od czasów szkolnych.
Zobacz również: Tragiczny pożar na bydgoskim Szwederowie. Jest zarzut
Tomek, mówi, też kiedyś mieszkał w bloku przy Brzozowej. - O, tam - wskazuje czteropiętrowy budynek znajdujący ponad garażowiskiem. - Kiedy matka zmarła, co tu dużo mówić, przepił po prostu. Od tamtego czasu mieszkał w garażu.
W lepszych czasach "Murzyn" pracował w sklepie monopolowym na Brzozowej. Już go nie ma, właściciel odsprzedał komuś innemu i "zrobili tam Corteza". - Miał też fuchy u takiego jednego hurtownika win. Nawet jeździł do pracy do jego sklepu na Osowej Górze, na Kolbego - dodaje inny z napotkanych na miejscu znajomych Tomka. Ostatnio jednak, mówią okoliczni, żył głównie ze zbierania puszek po śmietnikach. Miał też "fuchę" u jednego z handlarzy "na Chemiku".
- Nawet go ostatnio widziałem na giełdzie w niedzielę - mówi mężczyzna. - On tam najmował się za pomocnika. W niedziele, kiedy handlarz przyjeżdżał, Tomek mu pomagał w rozładunku tapczanów. Dostawał od niego 80 zł, może stówkę.
Wsunął zapaloną kartkę pod drzwi
Do sprawy został zatrzymany 24-letni Sławomir P. Przedstawiono mu zarzut sprowadzenia zagrożenia niebezpieczeństwa poprzez wywołanie pożaru.
- Sąd uwzględnił wniosek o trzymiesięczny areszt wobec podejrzanego - mówi prok. Włodzimierz Marszałkowski, szef Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Południe, która nadzoruje postępowanie w tej sprawie.
P. był jedną z dwóch osób początkowo zatrzymanych w związku z pożarem. Ostatecznie jednak drugi z mężczyzn ma w sprawie status świadka. W przypadku obu zatrzymanych musiały minąć prawie dwie doby, zanim prokurator mógł ich przesłuchać. W chwili ujęcia obaj byli kompletnie pijani.
- Sławomir P. przyszedł do pokrzywdzonego i pod zamknięte drzwi wsunął zapaloną kartkę papieru - mówił TVP Bydgoszcz prokurator Dominik Mrozowski. - Po jakimś czasie pokrzywdzony drzwi otworzył, nie chciał opuścić tego garażu. Doszło najprawdopodobniej do wybuchu butli z gazem.
Za papierosa albo za batonika
Mężczyzna, który był w środku, poniósł śmierć na miejscu. W czwartek odbyła się sekcja zwłok. Na wyniki ekspertyzy śledczy będą musieli poczekać kilka tygodni. Jak informuje prok. Marszałkowski, nie można powiedzieć nic na temat wstępnej opinii biegłych, bo ciało zmarłego mężczyzny było zwęglone.
- Ten młody - o podejrzanym 24-latku mówi jeden ze znajomych ofiary zdarzenia - on tu biegał jak opętany, kiedy to się paliło. Tu strażacy działali, było zamieszanie, a ten skakał od garaży na drugą stronę ulicy. Sławek biegał w tę i z powrotem i zdawał relację, jak to się paliło. W końcu go "zgarnęli", nie wiem, może myśleli, że jest w szoku, czy co?
Z nieoficjalnych informacji w sprawie wynika, że potencjalny sprawca pożaru i ofiara się znali, ale nie byli skonfliktowani.
- Wie pan, jak tu wszyscy mówili na tego Sławka? - pyta rozmówca i zaraz odpowiada niecenzuralnym słowem na określenie chorego psychicznie człowieka. - On się przyznał, tak? Nie wiem, według mnie to on by się przyznał do wszystkiego za papierosa albo za batonika. Toć on od lat tu nagabywał ludzi, zaczepiał starsze panie o parę groszy. O papieroska, "kierowniku", "szefie", o dwa złote... Ech - załamuje ręce jeden z mieszkańców z okolicy.
