Dziatki maleńkie nie marzą zwykle o tym, żeby zostać profesorami. Wolą być strażakami, wojakami, albo vlogerkami modowymi. Kiedy dziatki rosną, profesorska wizja modniejsza się staje. No bo któż by nie chciał być tą krynicą mądrości, ostoją światowości i nosicielem społecznego prestiżu na dokładkę? Tyle, że to taki profesor ze starego obrazka. Ryciny z epoki, którą mało kto pamięta.
Tak sobie o tym dumałem w tym tygodniu, bo - przy okazji afery felietonowej na UMK - wysypało dyskusjami o życiu profesury, z masą anegdotek cudnych. I refleksja mnie naszła smutna, że żadnemu zawodowi chyba bardziej nie zaszkodziło to, że w internecie i mediach można dziś wszystko. Też zrobić z siebie idiotę.
No bo cóż ten dawny prestiż dawało? Pozycja eksperta od wiedzy tajemnej, społeczne zaufanie i bycie autorytetem przez samo bycie profesorem uczelni wyższej. Mam wrażenie, że najpierw prestiż zaczął topnieć wraz z masowym upowszechnieniem studiów. Profesor przestał być kimś z innego świata, szczególnie, że większości ludu żądnego dyplomów nie kojarzył się wcale z nieosiągalnym uniwersyteckim guru, tylko z zagonionym typkiem, chałturzącym na paru uczelniach. Potem zaczął się czas profesorów tak zagrzanych politycznie, że gubili dostojny umiar, strasząc po telewizjach, i profesorów, co to im z teczek wyłaziły sprawy niziutkie. No a potem zaczęła się epoka mediów społecznościowych.
A w „socialu”, chcąc nie chcąc i pozorom wbrew, szybko obnaża się głębię swojego charakteru, kompleksy i małości. I tu profesorowi szacownemu równie łatwo jest popłynąć w śmieszność, jak murarzowi, dekarzowi czy sędziemu nowego KRS.
No a poza tym są te zabawne uczelniane relacje... Znacie anegdotki o profesorach ze swoich uczelni? Każdy zna. Zwykle są z dwóch beczek. Jedna to żarciki o uroczych dziwakach z innej epoki. Druga to historyjki trochę jak z feudalnego folwarku. W tym tygodniu usłyszałem choćby tę o profesorze miejscowego uniwersytetu, co to poradził studentce, żeby odpowiadała zza szafy, bo jest taka brzydka. I o drugim gwiazdorze, co to się kładł na podłodze i oświadczał cały dumny, że teraz jest na tym samym poziomie, co studentka. Słabe? I to z każdym rokiem coraz słabsze.
Jasne, pewnie przesadzam. Jakoś częściej spotkałem w życiu profesorów, przed którymi berety z głów, niż tych słabowitych kompleksiarzy. Ale tego zakurzonego profesorskiego prestiżu jednak żal... Choć tak wytrzymał długo. W porównaniu z prestiżem nauczyciela chociażby.
