- Nie skacze się do basenu, gdy nie wiadomo, czy jest w nim woda - o pomyśle prywatyzacji Centrum Onkologii mówi Leszek Pluciński, zarządzający dwoma niepublicznymi szpitalami w regionie.
Centrum Onkologii mogłoby trafić w prywatne ręce poprzez emisję akcji na Giełdzie Papierów Wartościowych. Ta informacja rozbudziła dyskusję na temat zasadności tego pomysłu, a przede wszystkim roli
i bezpieczeństwa pacjenta.
<!** Image 2 align=none alt="Image 161155" sub="Czy prywatyzacja Centrum Onkologii to dobry pomysł? Chodzi przede wszystkim o dobro i bezpieczeństwo pacjentów. Zdania specjalistów są w tej sprawie podzielone
Fot. Archiwum">
- Prywatyzacja jest absolutnie bezpieczna dla pacjenta. To zdecydowanie bardziej bezpieczna forma organizacyjna niż obecnie funkcjonująca, która wiele szpitali prowadzi do zadłużenia - uważa Włodzisław Giziński, współwłaściciel Centrum Medycznego Gizińscy w Bydgoszczy. - Zupełnie inaczej wydaje się pieniądze prywatne, a inaczej publiczne, nawet te pochodzące od marszałka czy prezydenta miasta. Powiedzmy sobie otwarcie, mamy przerost zatrudnienia i związki zawodowe, które ten układ konserwują - dodaje.
Jaką mamy gwarancję, że prywatni właściciele byliby zainteresowani rozwojem firmy, a nie na przykład szybką realizacją zysków choćby w formie dywidendy?
- Nie sądzę, żeby było wielu właścicieli, którzy chcą przejadać własny biznes. W medycynie inwestują ludzie, którzy się na tym znają i wiedzą, jaka jest jej specyfika. Rok, dwa bez inwestycji w taki szpital i wypadają z rynku - zauważa Włodzisław Giziński.
To nie byłby pierwszy szpital notowany na giełdzie, jest tam już choćby gdański Swissmed. Ale to mała spółka, a nie placówka, która zmonopolizowała onkologię w województwie. Czy nie lepiej zacząć od małych szpitali?
- Centrum Onkologii to specyficzna placówka. Nie chodzi nawet o to, że jest dobrze zarządzana
i nowoczesna, ale o to, że działa w specyficznej dziedzinie medycyny
- onkologii. Tu każdy przypadek jest pilny, każdy zagraża życiu, nie ma więc właściwie problemów z limitami. Firma, która zdecydowałaby się na wejście w spółkę, mogłaby właściwie cały czas rozwijać jej działania. Wyobrażam sobie sytuację, że zasięgiem CO obejmowałoby nawet Gdańsk, Poznań czy Warszawę - mówi Włodzisław Giziński.
Czy to oznacza, że prywatyzacja to droga wszystkich placówek medycznych?
- Łatwiej powiedzieć, jakie szpitale nie powinny być prywatyzowane. Z pewnością uniwersyteckie, one mają inne cele i zadania. A tak, każdy szpital publiczny i niepubliczny mógłby podążyć drogą prywatyzacji - dodaje Włodzisław Giziński.
<!** reklama>
Zupełnie odmienne zdanie na ten temat ma Leszek Pluciński, radny wojewódzki poprzedniej kadencji, jednocześnie prezes zarządu szpitali w Tucholi i Chełmży.
- Prywatyzacja to temat zastępczy i rodzaj akademickiej dyskusji. Jestem właśnie po maratonie negocjacji z NFZ, więc wiem, jak to się odbywa. Jak miałaby działać na zasadach rynkowych spółka, która funkcjonuje w otoczeniu zupełnie nierynkowym? Owszem, onkologia ma w związku ze swoim charakterem płacone za większość usług, ale czy są to usługi wycenione rynkowo? Wiele z nich na pewno nie. Jak można byłoby narażać udziałowców na straty w całkowicie nieprzewidywalnym systemie, który u nas funkcjonuje? Nie skacze się do basenu, gdy nie wiadomo, czy jest w nim woda. Najpierw trzeba zabrać się za reformę systemu finansowania placówek szpitalnych, a potem zastanawiać się nad prywatyzacjami - uważa Leszek Pluciński.