Zobacz wideo: Wystraszony łoś wbiega na trasę S5 pod Bydgoszczą

Niszczenie zieleni albo parkowanie samochodów na terenach zielonych lub - uwaga - przeznaczonych pod zieleń staje się już plagą. Straż miejska ma pełne ręce roboty. Tak było też w czwartek (4.11) na Kapuściskach w Bydgoszczy. Tu jednak rozmiary akcji na wąskiej i zapakowanej samochodami ulicy Bernarda Śliwińskiego zaskoczyły samych strażników i... zdenerwowanych mieszkańców.
Jeden z nich opowiada: - Śliwińskiego to wąska ulica, pełna samochodów. Przed jednym z bloków kiedyś był trawnik, teraz już go nie ma - powstało tam coś na podobieństwo parkingu na co najmniej 40-50 samochodów. W czwartek po południu na tym parkingu stało może z dziesięć samochodów, a wszystkie miały za szybami karteczki od straży miejskiej z wezwaniem w związku z wykroczeniem polegającym na niszczeniu zieleni. Pytam - jakiej zieleni? Kto udowodni, kiedy tam był trawnik i kiedy został zniszczony? Przecież to absurd! Niech ktoś mi powie, gdzie ci ludzie mają zostawiać samochody?
Arkadiusz Bereszyński, rzecznik bydgoskiej straży miejskiej, potwierdza, że w czwartek patrol z referatu południe na jednej tylko ulicy - właśnie Śliwińskiego - interweniował... 35 razy!
- W dwudziestu pięciu przypadkach interwencje dotyczyły parkowania samochodu na terenie zielonym, reszta to parkowanie na chodniku bez zachowania 1,5-metrowego przejścia - mówi, wyjaśniając: - Już po godzinie 9 wpłynął, przez aplikację "Dbamy o Bydgoszcz", pierwszy sygnał o samochodzie pozostawionym na terenie zielonym. W sumie było ich 8. Strażnicy przy tym wykroczeniu interweniowali 25 razy. Jest tak, ponieważ mając zgłoszenie i będąc na miejscu, widząc identyczną sytuację z innym samochodem, mają obowiązek interweniowania.
Niszczenie zieleni to wykroczenie. W pierwszym półroczu zgłoszeń do SM w sprawie niszczenia zieleni wpłynęło 791. Dziewięćdziesiąt procent z nich dotyczy zostawiania samochodów na terenach zielonych. Skalę problemu pokazują liczby. Przez pierwsze pół roku strażnicy pouczali kierujących na terenach zielonych 562 razy, a mandatów nałożyli 495.
Dlaczego popełniamy wykroczenie wjeżdżając na kawałek gołej ziemi? Strażnicy zwracają uwagę na to, że pojawiły orzeczenia sądów, które skazują takich kierowców. - Jeszcze kilka lat temu przed sądem musieliśmy udowodnić, że samochód rzeczywiście stał nie na "klepisku", ale na trawie - wyjaśnia rzecznik strażników. - Musieliśmy przedstawiać dokumentacje zdjęciową. Teraz sądy uznają, że jeśli kierowca zostawi samochód na "klepisku", a jest to teren przeznaczony pod roślinność lub roślinność ta jest zniszczona przez wielokrotne parkowanie, i tak popełnia wykroczenie. Wielu kierowców takim naszym podejście jest zaskoczonych i nie przyjmuje mandatów... Dlatego kierujemy wnioski o ukaranie do sądów. W Bydgoszczy mamy już trzy korzystne dla nas wyroki.
W wyroku wydanym przez Sąd Rejonowy dla miasta stołecznego Warszawy sędzia Piotr Grzędziński uznał winnym kierowcę, który, jak oceniał, zaparkował w "dziurze z błotem". W uzasadnieniu sąd stwierdził m.in. "Nie ma znaczenia dla odpowiedzialności za wykroczenie fakt, iż w punkach, w których samochód stykał się z podłożem, roślinność nie była wyraźnie widoczna gołym okiem. (...) Każdy wjazd pojazdem ważącym ponad tonę w takie miejsce niszczy roślinność - uniemożliwia choćby jej regenerację."