Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bydgoszcz miasto zamknięte

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Mój zięć miał nieszczęście w szczęściu. Mieszka z rodziną w willi przy ulicy Łużyckiej, co można potraktować jako symptom tego, że ogólnie w życiu mu się szczęści. Jednak w ostatnią niedzielę Łużycka nie była wymarzonym miejscem do spędzania weekendu.

Już wczesnym popołudniem zamieniła się w pilnie strzeżony bastion. „Ruszyłem autem spod domu i w którą stronę nie pojechałem, napotykałem na grodzące drogę płotki, przy których stali pogubieni ludzie w mundurach” - opowiadał potem przy rodzinnym obiedzie. Najpierw trafił na żandarma, który nie był bydgoszczaninem i nie znał nawet nazw ulic, przy których trzymał straż. Potem źle zięciem pokierował odziany na czarno strażnik miejski. Następnie zagadnął policjanta, który nawet nie usiłował udawać, że wie, co się wokół dzieje. Dopiero czwarty informator, na czwartym kierunku, okazał się osobą zorientowaną w objazdach. Zięć dwa dni wcześniej wrócił z urlopu we Francji. W Paryżu udało mu się uniknąć korków na trasie ostatniego etapu Tour de France. Nie przyszło mu wtedy do głowy, że wkrótce w swym aspirującym dopiero do rangi metropolii mieście zostanie osaczony przez peleton Tour de Pologne. Tego dnia do redakcji dzwonili też ludzie zirytowani zmianami w ruchu na Bartodziejach i w Fordonie.

Utyskujących nie było wielu. Znacznie więcej usłyszałem głosów pełnych fascynacji wielkim kolarskim wydarzeniem. Sam w telewizji obejrzałem końcówkę niesamowitego etapu Gdańsk - Bydgoszcz (upał, burza, grad, zwalone drzewo na jezdni, upadki kolarzy). Na jednym z internetowych forów przeczytałem potem wpis zirytowanego bydgoszczanina, który uważał, że miasto zostało przez Czesława Langa wystawione do wiatru, bo za zapłacone za promocję podczas touru 540 tysięcy złotych dostaliśmy żałośnie mało. Gdy o tym głosie wspomniałem koledze, dziennikarzowi sportowemu, ten poradził mi, bym sprawdził, ile kosztuje niedzielna, minutowa reklama w TVP 1. Sprawdziłem. Zgodnie z cennikiem, w okienkach reklamowych pomiędzy godzinami 18.00 i 19.00 zapłacić trzeba od 16200 do 18600 zł. Wynika z tego, że ratusz na promocję podczas wyścigu wydał równowartość trzech minut reklamy. Sami sobie odpowiedzmy, czy był to zły interes.

Inną sprawą jest jakość promocyjnego przekazu. Jedynym wielkim wyścigiem kolarskim, jaki regularnie oglądam w telewizji, jest wspomniany Tour de France. Relacja z niego na antenie polskiego Eurosportu to perełka - za sprawą dwóch fantastycznych komentatorów: Tomasza Jarońskiego i Krzysztofa Wyrzykowskiego. Są to goście z subtelnym poczuciem humoru, ale i ogromną wiedzą, nie tylko na temat kolarstwa. Na każdym etapie ciekawie opowiadają o mijanych przez kolarzy miejscach. Pod tym względem relacja z pierwszego etapu Tour de Pologne chwilami brzmiała żenująco. Peleton mija Chełmno. Komentująca w TVP Sport dwójka w kółko powtarza, że to stare miasto, w którym pełno jest starych zabytków. Słychać, że panowie sami się nie przygotowali i nikt w studiu nie wpadł na pomysł, by im podłożyć sensowną ściągę.

Podobała mi się natomiast organizacja usuwania śladów po wyścigu. W poniedziałek jechałem do pracy Trasą Uniwersytecką. Był kwadrans po ósmej. Most Uniwersytecki już posprzątano z reklam i śmieci, a przy samej mecie, obok biblioteki uniwersyteckiej, ładowano na ciężarówki ostatnie worki pełne zgniecionych, plastikowych butelek.

Dzień przed przyjazdem peletonu Tour de Pologne Bydgoszcz gościła widzów i zawodników innej dużej imprezy sportowej - finału Drużynowego Pucharu Świata na żużlu. Wbrew obawom, publiczność dopisała. Ponad osiem tysięcy widzów to dwa razy więcej niż stawiło się na ostatniej bydgoskiej Grand Prix. Niestety, więcej widzów to także więcej niewygody dla nich. W poniedziałek pewien fan żużla wyżalił się przede mną na fatalne zaplecze gastronomiczne na stadionie. Po piwo ustawił się przed nalewakiem zaraz na początku zawodów. Upragniony napój otrzymał zaś dopiero pod koniec siódmego biegu. Podczas wyczekiwania w kolejce był świadkiem agresji miejscowego mięśniaka na kibica z flagą zielonogórskiego Falubazu. Ochrona udawała, że awantury nie widzi. Ja też coraz gorzej widzę miejsce żużla w mieście, które kiedyś było jego świątynią. A zamiast piwa teraz pić należy cydr. Na złość Putinowi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!