MKTG SR - pasek na kartach artykułów

XXX Bydgoski Festiwal Operowy. Piwne rozmowy pana Żuka - recenzja Jarosława Reszki

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Pan Brouček podczas piwnej eskapady do XV wieku
Pan Brouček podczas piwnej eskapady do XV wieku Maciej Zakrzewski
W środowy wieczór, 1 maja, bydgoska publiczność operowa był drugą w Polsce, po poznańskiej, której dane było obejrzeć dzieło Leoša Janáčka sprzed 104 lat.

Spektakl „Wypraw pana Broučka” (brouček - po czesku żuk) w wykonaniu artystów Teatru Wielkiego im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu to, obok rozpoczynającego imprezę „Don Pasquale”, zaprezentowanego przez gospodarzy, druga świeżynka na tegorocznym festiwalu nad Brdą. Polska prapremiera „Wypraw pana Broučka”, rzadko wystawianego dzieła kompozytora z Moraw, miała bowiem miejsce raptem półtora miesiąca wcześniej.

Obcowanie z muzyką Janáčka, zapewne niełatwą do przyswojenia dla miłośników oper w stylu Verdiego, dzięki festiwalowi w Bydgoszczy staje się powoli systematycznym doznaniem. Przed rokiem bowiem wystawiono tu „Przygody Lisiczki Chytruski” w wykonaniu artystów opery w Brnie, która nosi imię Janáčka i w której miały premiery prawie wszystkie jego operowe dzieła. W środę można zatem było porównać, jak Janáčka interpretują Czesi, a jak Polacy.

No może nie do końca Polacy. Producentem spektaklu jest angielska opera w Surrey, dekoracje, kostiumy i choreografia to też dzieło Anglików, zaś spektakl wyreżyserował urodzony w Oksfordzie David Pountey, bodaj najwybitniejszy w Europie reżyser oper czeskiego mistrza. Niemniej Sir Poutney to od kilku lat nie tylko brytyjski szlachcic (tytuł otrzymał za zasługi dla rozwoju opery), ale i… obywatel III RP, odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej.

Za sprawą oryginalnej scenografii „Wypraw pana Broučka” można też było się zorientować, że David Pountey nie jest wielkim miłośnikiem takiej Pragi, jaką obecnie ogląda zagraniczny turysta. Aktorzy w jego spektaklu występują bowiem na tle pamiątkarskiego kiczu: widokówek, słodyczy z Pragą na opakowaniu, szklanych kul z zanurzonymi w środku miniaturami praskich zabytków, wreszcie ogromnym jak wschodzący księżyc w nowiu, nadtłuczonym ozdobnym talerzem z wymalowaną panorama stolicy nad Wełtawą, który przez cały spektakl wisi nad głowami artystów.

Jako że tytułowym bohaterem jest zdeklarowany i nadużywający piwosz, ten święty napój Czechów też znalazł się w przedstawieniu na poczesnym miejscu. Panu Broučkowi w kilku scenach towarzyszy Pegaz, wykonany z… puszki po piwie, a sam bohater snuje głębokie rozważania, wystając z ogromnego kufla. I pomyśleć, że te szalone pomysły znalazły się w dziele reżysera, który we wrześniu świętować będzie urodziny nazywane w Polsce „dwiema siekierkami”.

Poważne jakościowo jest natomiast w tym przedstawieniu śpiewanie – technicznie bardzo trudne. Poznaniacy zadaniu podołali, ze szczególnym wskazaniem na trzy wiodące głosy: Moniki Mych-Nowickiej, Rafała Żurka i przede wszystkim romantycznego tenora Karola Kozłowskiego, tym razem obsadzonego w roli bardzo mało romantycznej – szczególnie w scenie, w której jego bohater długo monologuje, rozparty z opuszczonymi spodniami na sedesie w knajpianej toalecie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Zofia Zborowska i Andrzej Wrona znów zostali rodzicami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera