Wiedząc, że w Bydgoszczy na mandat liczyć nie może, Sypniewski postanowił stanąć do wyborów jako kandydat Konfederacji na Górnym Śląsku (z oficjalnych informacji wynika, że się tam nawet przeprowadził). Była to ryzykowna decyzja - tym bardziej że w tym okręgu, na tej samej liście rywalizował z rodowitym Ślązakiem, bardziej znanym w całej Polsce politykiem, mającym już za sobą kadencję spędzoną w Parlamencie Europejskim - Dobromirem Sośnierzem. Kalkulacja bydgoszczanina okazała się jednak prawidłowa, wręcz godna jubilera. Marcin Sypniewski pokonał Dobromira Sośnierza... 49 głosami.
Nie trzeba za to być jubilerem czy zegarmistrzem, by dostrzec różnicę wyników pomiędzy rywalizującymi do PE z okręgu 2 (Kujawsko-Pomorskie) Krzysztofem Brejzą z PO i Kosmą Złotowskim z PiS. Przy wynikach głosowania na poszczególne listy, które odnotowaliśmy w naszym okręgu (44,38 proc. głosów na KO i 31,30 proc. na PiS), to, że jedynka z KO wygra z jedynką z PiS było pewne. Zaskakuje jednak różnica pomiędzy wynikami tych dwóch polityków. Na Złotowskiego otóż wskazało 61 463 wyborców (to jest 11,28 proc. głosujących w okręgu), a na Brejzę - aż 205 200 osób (37,67 proc. wyborców w okręgu 2).
Co ciekawe, i tu niewiele pomógł atut własnego podwórka. Inowrocławianin Brejza w samej Bydgoszczy zgarnął większy odsetek głosów, niż w całym okręgu, bo 46,14. Natomiast bydgoszczanin Złotowski na własnych śmieciach odnotował wynik tylko o 3 proc. lepszy, niż w skali województwa, bo 14,51 proc.
Na zakończenie żółta kartka dla badań exit poll. Najczęściej można usłyszeć, że margines błędu w tym sondażu wynosi 2 proc. Tym razem jednak błąd był znacznie grubszy - wyniósł 3,4 proc. W efekcie mało brakowało, by historyczne, pierwsze od dekady zwycięstwo KO nad PiS trzeba było odwołać.
