Unijny komisarz ds. rynku wewnętrznego Thierry Breton ogłosił we wtorek projekt pilotażowego funduszu o wartości 500 milionów euro na wspólne zamówienia broni przez państwa UE. W założeniu, wspólne zakupy mają pozwolić na uzyskiwanie lepszych cen od producentów sektora zbrojeniowego oraz uzupełnić braki w arsenałach poszczególnych państw w sytuacji zagrożenia ze strony agresywnej Rosji.
- To historyczny krok w eurointegracji co do obronności. W Europie toczy się wojna. A zatem oprócz pomocy w uzupełnieniu zapasów krajów Unii po przekazaniu ich broni Ukrainie tworzymy zachętę z budżetu UE dla realizacji ich wspólnych zamówień - mówił podczas prezentacji inicjatywy komisarz Breton cytowany przez polski portal Deutsche Welle.
Według założeń, wsparcie Brukseli otrzymywałyby konsorcja kupujące broń złożone z co najmniej trzech państw członkowskich UE. Bruksela deklaruje zwrot 10-15 proc. wartości zakupu nowego sprzętu w przypadku zamówienia u unijnego producenta. Pilotaż przewidziano na lata 2022-2024. Zdaniem komisarza Bretona, Bruksela może w ramach tego pilotażu współfinansować zakup np. francuskich Caesarów czy polskich Krabów.
Europoseł Bogdan Rzońca o wspólnych zakupach broni dla państw UE: Zalecałbym dużą ostrożność
W rozmowie z polskatimes.pl europoseł Bogdan Rzońca z rezerwą odnosi się do brukselskiej propozycji wspólnych zakupów broni. - Może się powtórzyć sytuacja taka, jak przy wspólnych zakupach podczas pandemii Covid-19. Pamiętamy wszyscy, kto na tym skorzystał. Na wspólnych zakupach ucierpieć mogą kraje biedniejsze - mówi polityk.
Dodaje, że niejasnym pozostaje, jak te wspólne zakupy broni przez UE miałyby wyglądać w praktyce. - Jest w tej sprawie jeszcze dużo niejasnych punktów. Mamy niestety takie doświadczenia, że Unia Europejska nie zawsze działa solidarnie. Poszczególne kraje, w szczególności bogate, dbają o siebie. Akceptowanie z góry dobrze brzmiącej idei może być finalnie bardzo gorzkie - ocenia Rzońca. - Zalecałbym dużą ostrożność - dodaje.
"Pomyłka Brukseli w takiej materii może mieć dramatyczne konsekwencje"
Polityk podkreśla, że to poszczególne kraje najlepiej wiedzą, jakiego typu uzbrojenie jest im niezbędne. - Wiemy, czego nam potrzeba najbardziej i który sprzęt jest najlepszy. Wiemy też, z której strony coś nam grozi, więc w takich kwestiach absolutnie lepiej jest samemu decydować o wydatkach i zakupach bardzo wrażliwego przecież towaru, jaką jest broń. Przekazanie takich decyzji na poziom Komisji Europejskiej jest bardzo ryzykowne - uważa Rzońca.
Dodaje, że pojawia się tu od razu kwestia, kto będzie ostatecznie decydował o tym, jaka broń może być kupowana, a pomiędzy krajami UE istnieją spore rozbieżności w tej materii. - Może zdarzyć się tak, że niektóre kraje będą pozbawione możliwości podjęcia decyzji, która z ich punktu widzenia jest po prostu najlepsza - ostrzega europoseł. - Jest więc tu obawa, że powstanie jakiś dyktat "nieomylnej" części Komisji Europejskiej. Choć oczywiście wiemy, że KE wielokrotnie się myliła, np. w sprawie inflacji czy wojny przeciwko Ukrainie. Pomyłka w takiej materii może mieć dramatyczne konsekwencje i osłabić potencjał obronny niektórych państw - wskazuje polityk.
Wspólne zakupy broni dla państw UE. Cały pomysł może skończyć się dyktatem silniejszych
Rzońca zauważa, że ostatecznie górę mogą wziąć interesy dużych, europejskich koncernów zbrojeniowych. - W wielu obszarach dotyczących produkcji uzbrojenia Unia Europejska rywalizuje z lepszymi technologiami wytwarzanymi w USA. Są też pomysły, by UE stworzyła własną, unijną armię, która byłaby konkurencją dla NATO, co jest niedorzecznością - ocenia polityk i podkreśla, że cały pomysł może skończyć się dyktatem silniejszych ponad interesami i potrzebami państw słabszych. - Możemy zostać wykluczeni z pewnych decyzji, które wzmacniałyby polską obronność i sektor zbrojeniowy - uważa europoseł.
Pytany o to, czy Polska zatem powinna wesprzeć inicjatywę wspólnych, unijnych zakupów broni, Rzońca odpowiada, że "lepiej być przy stole niż pod stołem i nie być zaskakiwanym". - Ostatecznie w każdej chwili można się wycofać, więc jeśli taka inicjatywa powstała, to uważam, że powinniśmy brać udział w rozmowach. Natomiast co do kształtu tej inicjatywy to jest duży znak zapytania i tu musi być sytuacja jasna, w co wchodzimy i jakie mogą być konsekwencje podjęcia takiej decyzji za kilka lat - mówi Rzońca.
