Teatrowi w jego historii nieobce są wędrówki w poszukiwaniu widza, z występami zarówno na dworach, jak i na jarmarkach. Dobrze, że pamięta o tym dyrektor bydgoskiej sceny, Wojciech Faruga, i realizuje swą obietnicę teatru w drodze i teatru w gościnie.
W piątkowy wieczór czekałem pod murami „Jedynki” na rozpoczęcie spektaklu, rozglądając się po placu Wolności. Gdyby nie szum fontanny „Potop”, cisza panowałaby niemal absolutna. Chodnikiem z rzadka przemykali przechodnie. Nie słychać było ani śmiechu nastolatków, ani dyskusji dziadków. Dziwny i smutny obrazek jak na początek niemal już letniego weekendu.
Pomyślałem sobie, czy nie nastał w końcu czas, by także inni artyści wyrwali się z marazmu i ruszyli w miasto, dając mieszkańcom chwile radości, a sobie wiarę w nadejście lepszych czasów dla kultury. Aktorzy Teatru Polskiego wystąpili w szkolnych murach, lecz przecież sztuka, nie tylko jarmarczna, może być także pokazywana w parkach, na promenadach i skwerach. To jak? Publiczność czeka!
