Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życie, które nie wyszło. Felieton filmowy o "Trzech dniach i jednym życiu" (premiera HBO GO)

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
Nie do końca w to wierzę. Bo często mędrkujemy sobie o tym, że są takie chwile, które zmieniają nam całe życie. I po których już nic nie jest takie samo...

Niby prawda, ale trochę niekoniecznie, bo w końcu i na te chwile, i na reakcję po nich pracujemy mozolnie lata całe. Trudno więc zawsze tłumaczyć się przypadkiem. Czasami jednak przychodzi moment, kiedy wydarza się coś, co to całe mędrkowanie usprawiedliwia jakby bardziej. Tak jak u bohatera “Trzech dni i jednego życia”.

Ostatnie dwie premiery wyciągnąłem z Netfliksa, więc teraz zabierzmy się za HBO GO, bo tam też zdarzają się smakołyki. “Trzy dni i jedno życie” to ekranizacja książki Pierre’a Lemaitre’a, lubianego w Polsce francuskiego autora kryminałów. No właśnie - kryminałów? Pan Lemaitre to jednak zupełnie inna szuflada niż większość “kryminalistów”, nie tylko francuskich – bo próbuje, całkiem skutecznie zresztą, bawić się w literaturę wysokich częstotliwości. “Trzy dni i jedno życie” to tu przykład taki sobie, bo książka wrażenie zrobiła na mnie średnie. O dziwo, z ekranizacją jest lepiej. W każdym razie kryminał to też nietypowy, bo od początku wiemy, co się stało, więc robi nam się z tego raczej taka prowincjonalna “Zbrodnia i kara” w miłych okolicznościach przyrody.

Tak więc przenosimy się do mieściny w Ardenach na chłodnym francuskim odludziu, zatopionej w lasach zielonych. Dwunastoletnie chłopię, wychowywane przez samotną matkę, wrażliwe jest i sympatyczne, do tego przeżywa katusze wieku dorastania. W chwilach wolnych opiekuje się malcem z sąsiedztwa. Pewnego dnia dochodzi do tragedii - malec znika. My wiemy, co się stało, mieszkańcy miasteczka nie. Robi się więc gęsto od podejrzeń, bo prawda wyjdzie na jaw dopiero po 15 latach.

W “Trzech dniach” mamy dwie osie główne. Pierwsza to motyw społeczny – ludzie z zamkniętej społeczności muszą spersonifikować sobie złego, bo przecież z czymś takim, jak zaginięcie dziecka, trudno żyć. Relacje w miasteczku są nieźle podane, choć typy ludzkie doprawiono chyba za mocno. Ale i tak zdecydowanie istotniejszy jest tu na pewno motyw drugi – psychologiczny.
Mamy bowiem chłopaka młodego, przygniecionego i poczuciem winy, i strachem przed odpowiedzialnością, tak dokładnie, jak my koronawirusem. A brnięcie w kłamstwo topi go coraz bardziej - w końcu wszystkie najważniejsze życiowe wybory określają mu tamte trzy dni... Ostatecznie karą za zło okazuje się być jedno nieudane życie. Niby mało, ale z życiem jest ten problem, że niestety nie da się go powtórzyć...

“Trzy dni i jedno życie” to – bądźmy szczerzy – nie jest atrakcja dla miłośników kryminałów. Owszem, mamy tu trochę emocji, ale giną one w ogólnej atmosferze matni, w której utkwiła chłopięca, a potem młodzieńcza duszyczka. Osaczenie chłopca też nie jest z gatunku tych, przy których nie sposób oderwać się od ekranu. Cóż, to po prostu fajna chwila refleksji. I wytchnienia, po kryminałach napędzanych czystą akcją.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Życie, które nie wyszło. Felieton filmowy o "Trzech dniach i jednym życiu" (premiera HBO GO) - Nowości Dziennik Toruński