Dostają zastrzyki preparatu Moderna. Pytani pacjenci chwalą personel i organizację. A ja właśnie poczułem się zdezorientowany…
25 lutego w szpitalu Biziela dostałem pierwszą dawkę szczepionki. Nie był to Pfizer czy Moderna, lecz mniej skuteczna i permanentnie podejrzana AstraZeneca. Nie mogę mieć o to do nikogo pretensji. Szczepiłem się jako nauczyciel akademicki, a nauczycieli szczepiono wtedy wyłącznie AstraZenecą. Termin drugiej dawki wyznaczono mi na 6 maja. I o to nie mogę mieć żalu, bo takie wtedy były terminy. Na obsługę w „Bizielu” też złego słowa nie powiem.
Zaniepokoiła mnie jedynie krótka rozmowa z pielęgniarką na pożegnanie. Dając mi kartkę z datą drugiego szczepienia, powiedziała: „Pewności, że to się odbędzie 6 maja, mieć nie można”. Mam czekać, to czekam, ale nie jest to spokojne czekanie. Chodzi mi po głowie obawa, że w masie osób mających się zaszczepić w najbliższych tygodniach szpital może o mnie zapomnieć. Myślę, że się wtedy upomnę o swoje. Ale wolałbym dostać jakieś potwierdzenie, choćby sms-em, że ktoś o mnie pamięta.
