Szkoły chętnie typują takie osoby, bo mają dzięki temu darmową reklamę. Maturzyści też najczęściej zgadzają się na redakcyjną „opiekę”, bo to oryginalna przygoda.
Jednego, niestety, nie możemy im zapewnić: tego, że zdadzą egzamin dojrzałości i że dokonają tego z wymarzonym wynikiem. Szkoły jednak wybierają do tej przygody mądrych uczniów - wszak tylko tacy mogą szkołę dobrze promować - i nie zdarzyło się do tej pory, by któryś z „expressowych” maturzystów całkowicie poległ na egzaminach.
Nasi tegoroczni wybrańcy, Paulina i Jan, pomagają szczęściu w typowy sposób. Oboje brali korepetycje z matematyki (Jan korzystał z nich przez cały czas nauki w liceum), zaś Paulinie w ostatniej klasie rodzice zafundowali także „korki” z informatyki. Mimo to maturzyści nie są pewni swego. Z żalem mówią o długich okresach zdalnego nauczania, które nie pomogły w dobrym przygotowania się do maturalnego finału.
A mnie żal jest ich. Czy trzeba było zmieniać formułę matury akurat dla tak ciężko doświadczonego przez los rocznika?
