Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z książkami znów ruszyła w świat - na spotkanie z dziećmi i słońcem!

Justyna Tota
Justyna Tota
Jolanta Niwińska wraz  z dziećmi i nauczycielami, których odwiedziła w Centro Nos Kaza. W Santa Maria zostały kolorowe książki, przybory szkolne, logo Bydgoszczy oraz moc wspaniałych wspomnień!
Jolanta Niwińska wraz z dziećmi i nauczycielami, których odwiedziła w Centro Nos Kaza. W Santa Maria zostały kolorowe książki, przybory szkolne, logo Bydgoszczy oraz moc wspaniałych wspomnień! Fot. Archiwum Jolanta Niwińska
Jolanta Niwińska wróciła z kolejnej wyprawy, podczas której obdarowała dzieci z Santa Maria książkowymi „rarytasami”. W myślach pakuje już plecak na Kubę.

Tym razem zawędrowała Pani na Wyspy Zielonego Przylądka. Dlaczego właśnie tam?
Zrobiła się jesień, a ja zapragnęłam odrobiny lata. Nawiązałam kontakt z jedną ze szkół w Mindelo na wyspie Sao Vincente, by spotkać się z dziećmi i przekazać im książki. Spakowałam swój bibliotekarski plecak i wyruszyłam w stronę Afryki, w której nigdy nie byłam. W niecałe osiem godzin wylądowałam na kabowerdyjskiej wyspie Sal. Awaria awionetki uniemożliwiła mi dalszą podróż do wspomnianej szkoły w Mindelo, ale tym samym los i dwóch sympatycznych Polaków - Michał i Hubert - zaprowadziło mnie do ośrodka Centro Nos Kaza (Nasz Dom) w Santa Maria. To specyficzne miejsce nauki dzieci ze środowisk bardzo ubogich, w tym porzuconych.

Jak reagowały dzieci i miejscowi, słysząc, że jest Pani z Polski. Czy oni w ogóle kojarzą nasz kraj?
Polskę kojarzą z dwoma konkretnymi nazwiskami: Lewandowski i Błaszczykowski. Piłka nożna jest tu sportem narodowym, mają nawet podbudowane profesjonalne stadiony. Miejscowi chłopcy wykorzystują jednak każdy skrawek przestrzeni do tego, być grać w piłkę. Zresztą jeden z najsłynniejszych piłkarzy świata pochodzi z Zielonego Przylądka. Każdy chciałby tu pójść w ślady Naniego. A ja podczas szkolnej wizyty przypomniałam im, że Kabowerdyjczyk Jorge Kadu reprezentował barwy klubu Zawisza Bydgoszcz. Dziś jednak wiem, że dzieci z Santa Maria, oprócz piłki nożnej, są też sympatykami książek, mimo że ich na nie po prostu nie stać.

Jakie książki zostawiła mi Pani dzieciom w Santa Maria?
Książki zarówno do czytania (anglojęzyczne), jak i do kolorowania, które uważam za międzynarodowe. Poza tym, albumy, komiksy, przybory szkolne, bydgoską flagę, odwieczną towarzyszkę moich podróży oraz słodycze - uwielbiane przez dzieci krówki i lizaki. W plecaku miałam też globus, dlatego urządziliśmy sobie lekcję geografii - ja pokazałam im, gdzie jest Polska, a oni bez trudu wskazali swe wyspy.

Wspomniała Pani, że to specyficzne miejsce nauki dla dzieci.
Wyspy Zielonego Przylądka kojarzą się z rajem, przynajmniej tym turystycznym. Będąc tam, przekroczyłam „folderowe” hotele i zobaczyłam biedę i ubóstwo. Tutejsi żyją w cieniu wielkiego biznesu, nakręcanego przez przemysł turystyczny. Mieszkają w domach bez kanalizacji, bieżącej wody, ubikacji. Egzystują . W małych miejscowościach, na przedmieściach rozciągają się lepianki i slumsy. Ludzie są tam ubodzy nawet w wodę! Ubóstwo wielu rodzin jest tak wielkie, że na edukację często brakuje pieniędzy i wiele dzieci zamiast iść do szkoły, pozostaje w domu. Większość dzieciaków kończy edukację na 6-letniej szkole podstawowej, która jest obowiązkowa i płatna. W związku z czym, umieją czytać i pisać, ale to zbyt mało, aby znaleźć pracę i mieć zapewnioną przyszłość. Najczęściej po 6 klasach zaczynają życie na ulicy.

Niestety, tutaj płaci się tzw. propinę , wprawdzie niewielką, bo w szkole podstawowej 70 zł na rok, w szkole średniej około 100-120 zł, ale i tak wielu rodziców nie dysponuje taką kwotą i nie są w stanie opłacić im nauki. Ponadto trzeba zakupić podręczniki, zeszyty, ołówki, plecaki i mundurek , który jest obowiązkowy.

Wiem, że dzieci z Wysp Zielonego Przylądka chcą chodzić do szkoły, a często jest to niemożliwe z powodu biedy, jaka panuje w domach. Ośrodek, Nos Kaza (Nasz Dom), a właściwie szkoła prowadzona jest przez nauczycieli, wspierany finansowo i materialnie przez organizacje charytatywne i ludzi dobrej woli.
Jolanta Niwińska

Losem tamtejszych dzieci tak się Pani przejęła, że nawet jedno dziecko zaadoptowała...
Tak, razem z mężem zaadoptowaliśmy dziewczynkę i to najpiękniejszy prezent, jaki mogliśmy sprawić sobie na święta i nowy rok. Oczywiście chodzi o adopcję finansową. Polecam każdemu. Nie trzeba jechać na Wyspy Zielonego Przylądka, by pomóc. Wystarczy dołączyć do Adopcji Serca, prowadzonej przez Siostry Misjonarki św. Piotra Klawera (opiekun niewolników). Zaledwie 60 zł/msc. zapewni tam konkretnemu dziecku edukację, obowiązkowy mundurek (bez niego nie ma wstępu do szkoły!) i jedzenie.

Wizyta na Cabo Verde to nie pierwsza Pani wyprawa z książkami. Wcześniej była Pani nawet w bardziej egzotycznych stronach świata...
Tak. Papua Nowa Gwinea - to pierwsza moja egzotyczna wyprawa i prawdziwa przygoda, bo nie często można mieć możliwość zobaczenia w XXI wieku na własne oczy plemion, które żyją jakby na poziomie epoki kamienia, a jeszcze do niedawna kanibalizm był wśród nich praktyką dozwoloną. Cel wyjazdu był zdecydowanie poznawczy, jak również medyczny i edukacyjny. Pomyślałam, że skoro wykonuję najpiękniejszy zawód na świecie, jakim jest bibliotekarz, to wyjdę do ludzi z książką i ten pomysł okazał się starzałem w dziesiątkę. Nigdy nie zapomnę „Spotkania pod liściem bananowca”, na które przyszła cała wioska ludzi, z których większość nie widziała książki, dorośli pierwszy raz kolorowali czy z zaciekawieniem przyglądali się śniegowi... w albumie o Warszawie. Potem z polsko-angielskimi książkami docierałam także do dzieci w Meksyku czy Indonezji. Polskie książki towarzyszyły mi w wędrówce po Hiszpanii, część z nich pozostała w Monte do Gozo, polskim albergue, miejscu pielgrzymów, turystów z Polski i świata w drodze do Santiago de Compostela.

Wracają jeszcze do hotelu na wyspie Sal, tam też odkryła Pani niezwykły zakątek...
W hotelowym foyer był regał z międzynarodową literaturą pozostawianą przez turystów, korzystają z niego czytelnicy z różnych stron świata. Uwolniłam tu książki bydgoskich autorów - poezję Aliny Rzepeckiej, powieść „Miłość” Tadeusza Oszubskiego czy książkę Doroty Suwalskiej. Wszystkie opatrzyłam etykietą bookcrossingu, by było wiadomo, że są to książki z Polski, które wyruszyły w świat...

Zostawiając polsko-bydgoską literaturę była Pani pionierką na tym międzynarodowym regale?
Było już kilka polskich książek, na przykład Ryszarda Kapuścińskiego, parę kryminałów i powieści obyczajowych.

Jest szansa, że ktoś, kto zajrzy na ten regał, wybierze się do naszego miasta, bo uwolniła Pani też przewodnik po Bydgoszczy.
Zawsze zabieram ze sobą przewodniki - są poręczne i w kilku językach, korzystają z nich turyści z całego świata.

A Pani myśli już o kolejnej podróży z książkami?
Chciałabym pojechać na Antarktydę - na razie ta część świata pozostaje w strefie moich marzeń, choć wierzę, że uda mi się je zrealizować. Obecnie bardziej realna jest podróż na Kubę, zwłaszcza że tam też jest szkoła, w której mogłabym się spotkać z młodzieżą i zawieźć jej tyle książek, ile udźwigną moje plecy.

Bydgoski bookcrossing w 2017 roku też zapowiada się ciekawie. Pani pomysł plenerowych bibliotek w drzewach zyskał aprobatę mieszkańców i będzie zrealizowany z Bydgoskiego Budżetu Obywatelskiego.
Dziękuję bydgoszczanom, że docenili ten pomysł. Bardzo się cieszę, że książkami będziemy się dzielić, bo w ten sposób będą one dla nas wszystkich.

Proszę zdradzić, przy jakiej książce spędzi Pani święta?
Przed sobą mam właśnie mikołajkowy prezent „Rok królika” Joanny Bator. Mam jednak przy sobie zawsze kilka książek, bo czytam dwie-trzy na raz. Odświeżam sobie Kapuścińskiego – jego reportaże towarzyszą mi wszem i wobec.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!