https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wybuchowa lekcja chemii

Małgorzata Oberlan
Szkoła w Płużnicy miała lśnić na wybory do europarlamentu. Pracownice profesjonalnej firmy sprzątającej użyły więc środków czyszczących o maksymalnej mocy. Efekt? Zagrożenie chemiczne przez dwie godziny usuwali strażacy...

Szkoła w Płużnicy miała lśnić na wybory do europarlamentu. Pracownice profesjonalnej firmy sprzątającej użyły więc środków czyszczących o maksymalnej mocy. Efekt? Zagrożenie chemiczne przez dwie godziny usuwali strażacy...

<!** Image 2 align=right alt="Image 122309" sub="To niepozorne urządzenie w rękach kapitana Jarosława Kubasika z Państwowej Straży Pożarnej w Wąbrzeźnie potrafi wiele. Eksplozymetr wykrywa przekroczenie granicy dopuszczalnego stężenia czterech gazów. W płużnickiej szkole wszczął alarm. Po lewej st. strażak Piotr Witkowski, po prawej - st. strażak Ryszard Sobecki. / Zdjęcia: Jacek Smarz">W środę, 3 czerwca, firma „Blask” z Grudziądza przystąpiła do akcji bezwzględnej walki z brudem na pierwszym piętrze płużnickiej podstawówki. Alarm wszczęto około godziny 16.30. Biało-siwy obłok unosił się w holu i czterech klasach. Spanikowane sprzątaczki zadzwoniły do Jolanty Szwulińskiej, dyrektorki placówki.

- Nie wiedziały, co się dzieje. Podejrzewały, że dym dostaje się przez kratki wentylacyjne. Gryzł je w gardła i w oczy, zgęszczał się - relacjonuje dyr. Szwulińska. - Wezwałyśmy straż pożarną. Całe szczęście.

<!** reklama>Sprzątaczki poszły na całość

Najpierw na miejscu pojawili miejscowi z OSP w Płużnicy. Szybko ustalili, że gęstniejąca mgła to nie wynik pożaru. Kolegów z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Wąbrzeźnie poinformowali, że najprawdopodobniej chodzi o niecodzienną reakcję chemiczną. „Wydziela się substancja lotna bliżej nieokreślona” - z taką wiedzą wstępną na miejscu pojawił się dowódca, wyposażony w eksplozymetr. To niepozornej wielkości urządzenie potrafi zmierzyć, czy nie zostały przekroczone granice dopuszczalnych stężeń gazów.

<!** Image 3 align=left alt="Image 122309" sub="Stężony żel do WC, zawierający kwas solny plus płyn do mycia podłóg, i wykładzina z polichlorku winylu. Po tej wybu-chowej mieszance do akcji wkroczyli strażacy. Lekcje odwołano na dwa dni, przez cały weekend szkołę wietrzono.">- Za pierwszym razem eksplozymetr ani drgnął. Przy drugim pomiarze jednak stężenie było alarmujące. Wydzielał się nieokreślony gaz, pochodna wodoru, stanowiący zagrożenie wybuchowe - mówi kapitan Jarosław Kubasik, specjalista BHP w wąbrzeskiej komendzie PSP. - Okazało się, że sprzątające kobiety poszły na całość. Cztery klasy i hol, łącznie ponad 300 metrów kwadratowych, najpierw umyły płynem do podłóg, później brzegi zlały żrącym płynem do toalet. Doszło do reakcji chemicznej z wykładziną z polichlorku winylu. Sprzątaczki zapewne chciały dobrze, ale instrukcji raczej nie przeczytały.

Akcja profesjonalnej dezaktywacji tego, co nabroiła profesjonalna firma sprzątająca, trwała dwie godziny. Dwa zastępy strażaków, ubranych w aparaty tlenowe (każdy o wadze 18 kilogramów) chwyciły w ręce... mopy. Za pomocą wody i mleczka wapiennego neutralizowano kwas. Na miejscu pojawił się również wójt, wezwano pracowników sanepidu i, rzecz jasna, właściciela firmy „Blask”. Na następne dwa dni odwołano zajęcia w szkole.

Żrący, drażniący, atestowany

Czego konkretnie użyły gorliwe sprzątaczki, chcące zwalczyć brud wszelaki, czający się na obrzeżach podłóg?

- To agresywny, żrący Royal WC CM RO-132. Dopuszczony do użytku, atestowany, ale przeznaczony do czyszczenia urządzeń sanitarnych. Zawiera kwas solny. Odczynnik PH ma na poziomie 1, czyli bardzo niskim - objaśnia chemiczka z laboratorium stacji sanitarno-epidemiologicznej w Grudziądzu. - W skali PH (0-14) wszystko, co lokuje się poniżej siódemki, czyli środowiska obojętnego, jest kwaśne. Tu mieliśmy do czynienia z bardzo kwaśnym związkiem, który na dodatek wszedł w reakcję z tworzywem wykładziny podłogowej, a możliwe, że i z drugim płynem, którym ją umyto.

<!** Image 4 align=right alt="Image 122309" sub="- Panie sprzątaczki mocno przesadziły - podsumowuje Jolanta Szulwińska, dyrektorka Szkoły Podstawowej
w Płużnicy. Chciały dobrze, wyszło źle. Pytanie, czy takich działań oczekuje się od profesjonalnej firmy sprzątającej?">Producent linii Royal tak opisuje ów specyfik: „Do usuwania silnych złogów kamienia wapiennego, brudu, mydeł, kamienia kotłowego, rdzy, nacieków urynowych oraz zabrudzeń organicznych. Bezpieczny dla urządzeń ceramicznych. Szybko reaguje. Zawiera kwas solny”. Zaleca, by środek stosować w rozcieńczeniu, w proporcjach od 1:5 do 1:30 (sprzątaczki spryskały podłogi najprawdopodobniej bez rozcieńczania), odczekać kilka minut, wyszorować powierzchnię i spłukać wodą.

W składzie użytego specyfiku wymienia się: „Xi - substancję drażniącą, R- 36/38 - działającą drażniąco na oczy, układ oddechowy i skórę, S-1/2 - przechowywać w zamknięciu i poza zasięgiem dzieci, S 24/25 - unikać zanieczyszczenia skóry i oczu”. Taką informację można znaleźć w internetowej prezentacji royala.

Kiedy jednak dzieje się coś złego i interweniować muszą służby ratunkowe, nie ma czasu na surfowanie po Internecie.

- Te informacje powinny być pod ręką, na miejscu. Tak zwanych kart charakterystyki substancji tymczasem w szkole nie było. Wezwany właściciel firmy „Blask” też ich nie przywiózł w środę, tylko dopiero drugiego dnia, po całej akcji - mówi starszy kapitan Marek Węglarski, strażak z Wąbrzeźna. - To nie są żadne biurokratyczne wymogi, tylko minimum bezpieczeństwa. Karty powinny leżeć w szkole, podpisane przez pracownice firmy sprzątającej. Mówienie o tym, że „można odczytać wszystko z etykiety” jest błędem. Producenci zamieszczają na nich zazwyczaj tylko część informacji.

Ech, ta era lizolu...

Jacek Laskowski to szef grudziądzkiej firmy „Blask”, która na rynku działa, bagatela, od 25 lat. Jej domeną jest nie tylko profesjonalne sprzątanie, ale i dezynfekcja oraz prace ogrodnicze. Firma pucuje różne lokale, w tym siedem szkół. Produktów Royala używa od siedmiu lat. Laskowski zapewnia, że to pierwszy „taki przypadek”.

- To były świeżo zatrudnione pracownice. Przeszkolone, ale może niezbyt doświadczone - przyznaje. - Chciały naprawdę dobrze, a wyszło źle. Konkretnie jedna z nich, która rozlała płyn do WC. To jest nauczka na przyszłość. Pracownice pouczyłem, by stosowały środki ściśle z ich przeznaczeniem. Wszystkie panie czują się dziś bardzo dobrze. Zapewniam, że w przyszłości nic podobnego już się nie wydarzy.

Jeśli chodzi o karty charakterystyki substancji, to Laskowski twierdzi, że nie były one strażakom potrzebne. Sam nie wie jednak, co konkretnie wywołało wydzielanie się gazu i jakiego. - Nastąpiła reakcja płynów - mówi. - Nikt do końca jednak nie zgłębił, jaka. Ale żeby do jakiegoś tragicznego zdarzenia doszło, to nie, nie... Pomyłka taka.

W Płużnicy tymczasem do dziś komentują całe wydarzenie. Jak słusznie zauważają rodzice, „gazowanie w szkole” profesjonalistom nie przystoi.

A gdyby odbywały się w niej jakieś zajęcia? Albo gdyby panie sprzątaczki zeszły z piętra zanim pojawił się biały obłok?

- Kiedyś życie było prostsze. Do sprzątania używało się wody z płynem do mycia naczyń, i już. Zatrucie się taką mieszkanką nie było możliwe - wspomina sklepowa z płużnickiego spożywczaka.

Pochwałę dawnej, może i ubogiej, ale bezpiecznej przeszłości, głoszą wszyscy. - Kiedyś nie do pomyślenia było, by tak agresywne środki, jak choćby dzisiejsze żele do WC, dostępne były w normalnym, detalicznym obrocie. Najniebezpieczniejszym środkiem czyszczącym był chyba lizol, ale i tak sprzedawano go wyłącznie szpitalom i podobnym instytucjom - wspomina starszy kapitan Marek Węglarski.

- Dziś bombardują nas reklamy środków, od których wszystko znika w mig. Producenci tych cudownych specyfików zawsze wyliczają ich zalety, „zapominając” uprzedzić o zagrożeniach. Jeśli już, to podadzą je gdzieś na końcu etykiety, małym druczkiem - wtóruje koledze kapitan Jarosław Kubasik. - Prawda jest taka, że w rękach każdego człowieka może znaleźć się potencjalne chemiczne niebezpieczeństwo. Jeśli, jak chyba większość klientów, nie przeczyta nawet instrukcji - nieszczęście gotowe.

A profesjonalni czyściciele? Wcale nie bywają mądrzejsi od przeciętnego Kowalskiego. Strażacy przypominają akcję sprzed kilku lat, z Poznania. Panie sprzątaczki postanowiły rozprawić się ostatecznie z brudem, oblepiającym kafelki w niecce basenu. Użyły szeroko reklamowanego wówczas wybielacza „Ace”. Efekt? Zatrucie i hospitalizacja.

Brud zniknął, kichanie zostało

Sile reklamy ulegają najbardziej wyedukowani. Ewa Maziarka, młodsza asystent higieny dzieci i młodzieży w Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Wąbrzeźnie (przyjechała do szkoły skontrolować sytuację po neutralizacji), skusiła się na hit ostatniego roku - nowy proszek do czyszczenia dywanów. W reklamie pani w różowe koszulce, niczym wróżka, ratuje gospodynię domową, niepotrafiącą dokładnie wyczyścić białego persa. Rozsypany obficie pył sam „robi swoje”, a twoim jedynym zadaniem jest wciągnięcie go odkurzaczem.

- Brud „wyżarło” elegancko, ale kichanie i drapanie w gardle utrzymuje się długo - wspomina Ewa Maziarka.

* * *

W Płużnicy wszystko skończyło się dobrze. 280 dzieci nie uczęszczało do szkoły przez dwa dni. Po akcji strażaków całą placówkę dodatkowo wietrzono jeszcze przez weekend. Firma „Blask” obiecała, że nic podobnego więcej się nie wydarzy. Rodzice zaś nieśmiało sugerują, by w szkole, w której ich pociechy spędzają tyle czasu, sprzątali profesjonaliści, którzy zaliczyli już lekcję chemii.

Warto wiedzieć

Uwaga na skórę i oczy, czyli jak nie dać się agresywnym specyfikom

Sprzątanie, najbardziej prozaiczna czynność pod słońcem, może bardzo skomplikować życie nam i otoczeniu, jeśli z chemią nie będziemy obchodzić się jak z przysłowiowym jajem. Specjaliści przypominają, że - po pierwsze - należy czytać instrukcje na etykietach środków czystości i się do nich stosować. Szczególnie, jeśli chodzi o zalecane rozcieńczanie specyfików i czas, który mogą pozostać na czyszczonej powierzchni. Większość dostępnych na rynku specyfików jest tak agresywna, że stosowanie ich w wyższym stężeniu niż wskazane naraża nas na zatrucie.

Rada druga: nie eksperymentować. Jak pokazuje przykład Płużnicy, źle kończy się szukanie nowych zastosowań choćby dla płynu do czyszczenia WC. Niebezpiecznym pomysłem jest również mieszanie kilku środków na jednej powierzchni, szczególnie wyprodukowanych przez różne firmy.

Rada trzecia: chronić skórę i oczy. Gumowe rękawiczki i maseczka na twarz wskazane są szczególnie przy używaniu specyfików służących do udrażniania odpływów wody i kanalizacji, usuwania osadów, rozpuszczania zatłuszczeń. Pierwsza pomoc przy oparzeniu chemicznym rozpoczyna się od obfitego spłukania oparzonej części ciała bieżącą wodą. Ale tak, by spływająca ciecz pomieszana ze żrącym specyfikiem nie miała kontaktu z resztą ciała.

Rada czwarta: zachować zdrowy rozsądek. W interesie megakoncernów chemicznych nie leży prowadzanie i upublicznianie wyników badań na temat skutków długotrwałego oddziaływania ich produktów na nasze zdrowie i kondycję środowiska. Nie bez przyczyny jednak lekarze przypuszczają, że większość alergii ma swoje źródło w postępującej chemizacji życia codziennego. Tymczasem sporo reklamowanych superśrodków czystości to... mydlenie nam oczu. Przykładem są tak zwane optyczne wybielacze, których zadaniem jest wywołanie wrażenia, że wyprana tkanina jest bielsza niż w rzeczywistości. Substancje te osadzają się na pranych tkaninach, a następnie na skórze. Stąd do alergii tylko krok.

Rada piąta: Szukać alternatywy. Agresywna chemia gospodarcza jest, niestety, tańsza od ekologicznych środków czystości. Może warto więc czasem wrócić do sposobów naszych babć, które za pomocą wody, octu, soku z cytryny i soli potrafiły posprzątać dom?

Wybrane dla Ciebie

Emerytura po śmierci - kiedy rodzina zmarłego może ją zatrzymać? Oto przykłady

Emerytura po śmierci - kiedy rodzina zmarłego może ją zatrzymać? Oto przykłady

Nie będzie procesu w sprawie morderstwa przy Babiej Wsi. Postępowanie umorzone

Nie będzie procesu w sprawie morderstwa przy Babiej Wsi. Postępowanie umorzone

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski