Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Worek nieszczęścia bez dna

Grażyna Ostropolska
Alkoholicy, osoby nieporadne, zubożali emeryci. Narkomani, rodziny wielodzietne i samotne matki. Wrzuca się ich do wspólnego worka - baraku lub kontenera. Polityka socjalna bydgoskich władz jest krótkowzroczna. W skażonych patologią gettach rosną pokolenia dzieci bez szans. Trudno im będzie wyjść na prostą.

Alkoholicy, osoby nieporadne, zubożali emeryci. Narkomani, rodziny wielodzietne i samotne matki. Wrzuca się ich do wspólnego worka - baraku lub kontenera. Polityka socjalna bydgoskich władz jest krótkowzroczna. W skażonych patologią gettach rosną pokolenia dzieci bez szans. Trudno im będzie wyjść na prostą.

<!** Image 2 align=right alt="Image 100379" sub="Czworo dzieci państwa Łozgów śpi na posłaniu za meblościanką. W drodze jest piąte. Jak znaleźć dla niego miejsce w pokoju, który przydzieliło rodzinie pogorzelców miasto? Lidia Łozga staje przed wyborem: zapłaci czynsz albo kupi malcom piętrowe łóżka. / Fot. Tomasz Szatkowski">Socjalny barak przy Chodkiewicza. Ludzie po eksmisjach i życiowych kataklizmach. Przekrój biedy i patologii. Nie powinny tu trafiać rodziny z małymi dziećmi. Grozi im demoralizacja. Nie da się jej uniknąć, gdy sąsiedzi to nałogowi alkoholicy, a ich goście - ludzie marginesu. Urządzają nocne libacje, a w ciau dnia leczą kaca. Puszczają wtedy w kierunku bawiących się dzieci soczyste wiązanki.

- Dziecko powtarza brzydkie słowa w szkole i kto mi uwierzy, że nie wyniosło tego z domu? - pyta Lidia Łozga. Mieszka w baraku przy Chodkiewicza od dwóch lat, stara się ten trudny okres w życiu jej rodziny przetrwać.

Czwórka małych dzieci państwa Łozgów (od 3 do 7 lat) śpi

na jednym posłaniu,

za meblościanką, którą przedzielono jedyny pokój. Wkrótce dołączy do nich piąte. Pani Lidia lada dzień spodziewa się rozwiązania. Do socjalnego baraku przy Chodkiewicza sprowadził Łozgów pożar ich domu w Łęgnowie. Mieli tu zamieszkać tymczasowo, ale czekanie na komunalne locum wciąż się przedłuża. Ze wspólnej kuchni rzadko korzystają. Odstrasza ich brud. Jeszcze gorzej wygląda łazienka z prysznicem dla 52 mieszkańców. - Korzystają z niego bezdomni i panie biorące udział w nocnych hulankach - słyszę od mieszkańców. - Kąpać tam dzieci strach.

<!** reklama>Myją je w pokoju, w miskach. Kąpią u krewnych. - Tu się z małymi dziećmi nie da żyć - uważa pani Lidia. Raz wezwała policję. Wyzwano ją od konfidentek, zastraszono. - Co mam robić? Mąż pracuje, o dzieci dbamy, a MOPS ma nas gdzieś i miasto ma nas gdzieś - ocenia.

Na wynajem prywatnego mieszkania Łozgów nie stać.Tu też od 2 miesięcy czynszu nie płacą. Stanęli przed wyborem: kupić dzieciom 2 piętrowe łóżka i zrobić miejsce dla piątego albo wpłacić czynsz, który zabiera im pół miesięcznej pensji. - A za co mam tyle płacić? - denerwuje się mąż pani Lidii. - Dali nam narożne mieszkanie w baraku, wszystko tu się trzęsie i sypie, gdy pod oknem przejeżdża tir. Także w nocy, bo obok jest hurtownia. Barak stoi przy skręcie wąskiej drogi, tiry ocierają się o ścianę pokoju. Na wszelki wypadek odsunęliśmy od niej łóżko dzieci.

Pokazują zapadające się podłogi, zawilgocone meble, nieszczelne okna. - Chciałem tu wstawić plastikowe, z odzysku, zainstalować podlicznik prądu. Nie pozwolili - Łozga skarży się na administrację baraku.

- Za to jak urodzi się kolejne dziecko, doliczą nam do czynszu 80 zł - oblicza pani Lidia. - To jest chore!

<!** Image 3 align=left alt="Image 100379" sub="Pod oknami Łozgów w nocy przejeżdżają tiry, ocierają się o ściany baraku. W pokoju wszystko się trzęsie i sypie. / Fot. Tomasz Szatkowski">W tym baraku czynsz płacą tylko 4 rodziny. Inni nie ponoszą konsekwencji. To deprawuje, skłania do naśladownictwa.

- Ja mam prosty wybór: zapłacę czynsz albo nakarmię dzieci - mówi Katarzyna Patryans. To kolejna ofiara pożaru. Samotna matka z trójką dzieci przyjęła mieszkanie w baraku przy Chodkiewicza, bo nie miała wyjścia. Poprzednie mieszkanie też miała zadłużone. Ze spłatą nie dała sobie rady. Były mąż daje jej na dzieci 600 zł alimentów, drugie tyle zarabia, sprzątając banki. - 592 zł miesięcznego czynszu za lokal w baraku to dla mnie zabójcza stawka - uskarża się kobieta. Dzieciom brakuje butów i ubrań na zimę, zepsuła się stara lodówka - Są takie chwile, że mam ochotę nałykać się tabletek i ze wszystkim skończyć Myślę sobie wtedy: dzieci trafią do domu dziecka, będą miały lepiej - płacze. Potem się otrząsa i próbuje dalej żyć.

- Jak się skarżymy, że nie dajemy rady, to urzędnicy straszą nas kuratorem i odebraniem dzieci - żalą się zdesperowane matki. Zdarza się im też słyszeć od urzędnika „Skoro pani nie stać na dzieci, to po co je pani ma? Nie chcą na ten temat dyskutować. Słyszą publiczne utyskiwania, że w Polsce rodzi się za mało dzieci, że za kilka lat będziemy krajem emerytów. - To dlaczego rodzicom, którzy chcą mieć dzieci,

nikt nie pomaga?

- pytają. - Dlaczego nie ma dla nas tanich mieszkań i przedszkoli? Dlaczego nikt nie pomoże nam w znalezieniu pracy? Może jesteśmy nieporadne, ale nie leniwe. Codzienna opieka nad kilkorgiem dzieci to ciężka harówka.

I na pewno tak jest, choć w socjalnych lokalach można zobaczyć i taki widok: zalana matka, pijany konkubent i kryjące się po kątach zaniedbane dzieci. Sąsiedzi nie chcą się do cudzych spraw wtrącać, bo to bezpieczne i wygodne. Chyba że wydarzy się jakieś

nieszczęście.

Blady strach padł na mieszkańców budynku socjalnego przy Fordońskiej. Mieszka tu 120 rodzin. Tylko kilkanaście płaci czynsz. Ostatnio poszła fama, że szykują się eksmisje. Ci, którzy płacą czynsz, dostaną mieszkania w nowym bloku w Fordonie, dłużnicy trafią do schronisk.

- Czy oni mogą nas stąd wyrzucić? - zamartwia się 35-letnia kobieta. Mieszka tu z konkubentem i trójką małych dzieci. - To było kiedyś mieszkanie socjalne jego matki. Po jej śmierci zajęliśmy je. Czynszu nie płacimy, bo prawie nikt tu nie płaci.

<!** Image 4 align=right alt="Image 100379" sub="Aż się prosi, aby budynek socjalny przy Chodkiewicza odwiedził inspektor sanitarny, zobaczył brudną łazienkę z jednym prysznicem dla 52 osób i ustalił, czy życie
w takich warunkach nie zagraża zdrowiu i życiu małych dzieci. Przekazaliśmy tę sugestię sanepidowi. / Fot. Tomasz Szatkowski">W małym pokoju mieszczą się tylko dwie wersalki i telewizor. Przed nim rodzina spędza czas. W sąsiednim mieszkaniu - podobny widok.

Dwie matki i pięcioro dzieci obsiadło 2 wersalki Oglądają bajki. - Z czego panie żyją? - pytamy. - Z dzieci - odpowiadają bez żenady. - Ale na czynsz nam nie wystarcza.

Recepty na lepsze życie nie mają. I nikt im nie podpowiada jak żyć. Tu

słowo „kurator” budzi strach,

a „opieka socjalna” - rozżalenie. - Nikt się nami nie interesuje, nikt nam nie pomaga - słyszymy.

Znacznie gorzej żyje się w budynkach socjalnych przy Przemysłowej. - Napady, rozboje, dewastacja. To nie jest miejsce dla normalnych ludzi - żali się pan Jan. Mieszka tu krótko. - Gdy dostanę pracę, natychmiast się stad wyprowadzę - deklaruje. Na razie i on czynszu nie płaci.

- Problem w tym, że dłużników nie można pozbawić lokalu - tłumaczy Małgorzata Wójcik z ADM. - Jak pójdziemy z nimi do sądu, to ten i tak nakaże przydzielić eksmitowanemu lokal socjalny. Tymczasowe pomieszczenie należy się nawet tym, którzy nie płacą, bo nie chcą. Nie ma eksmisji na bruk. Takie mamy prawo.

Nic dziwnego, że zarządzanie kilkunastoma budynkami z lokalami zastępczymi to dla ADM

ewidentna strata

Nie można wyegzekwować czynszu. Dewastowane są wspólne kuchnie i sanitariaty. To zniechęca administratora do remontów. - Ile pieniędzy można wkładać w taki worek bez dna? Znów zamieszkają w nim ludzie, którzy odzwyczaili się od pracy i nie dbają o nic - słyszymy. W bydgoskiej ADM próbowano różnych sposobów, aby zmienić patową sytuację w mieszkaniowym „socjalu”. Grupowano ludzi w jednym budynku. Padły zarzuty, że izolują ich od normalnego społeczeństwa. Próbowano zresocjalizować kilka rodzin, umieszczając je w budynkach przy Swarzewskiej, zamieszkanych przez pracowników służby zdrowia. Zaczął się horror dla miejscowych. Napady, rabunki, zastraszanie. Po tych doświadczeniach w ADM doszli do wniosku, że ważniejsza od zmiany miejsca zamieszkania jest zmiana mentalności .

- Powstał nowy projekt - ujawnia Małgorzata Wójcik - Postawimy kontenery dla ludzi, którzy mają pracę. MOPS pomaga nam w ich wyborze. Będą tam szkoła, przedszkole, zajęcia pozalekcyjne dla dzieci i psychologiczne warsztaty.

Problem w tym, że lokalna społeczność (osiedle miałoby stanąć przy ul. Kaplicznej) protestuje. - Już teraz grasują po naszym osiedlu lokatorzy socjalnych budynków przy Przemysłowej - skarżą się mieszkańcy.- Jaką mamy gwarancję, że ci nowi do nich nie dołączą?

Z podobnymi do bydgoskich problemami borykali się nasi sąsiedzi zza miedzy. Sprawdzamy, jakie są poznańskie doświadczenia.

Dwa lata temu poszła w Polskę wieść, że Poznań buduje luksusowe mieszkania socjalne. Z czynszem nieprzekraczającym 100 zł. Z łazienkami i aneksem kuchennym, balkonami oraz przydomowymi ogródkami. Miały tam być mieszkania dla niepełnosprawnych i dwupoziomowe lokale dla większych rodzin. Inwestycję te obliczono na 15 mln zł. Część kosztów miało zwrócić miastu Ministerstwo Infrastruktury. - Co z tych planów wyszło? - pytamy w poznańskim Zarządu Komunalnych Zasobów Lokalowych.

- Projekt udało się zrealizować i różnie to wypada. W budynku przy ulicy Dąbrowskiego, gdzie umieściliśmy starszych ludzi o bardzo niskich dochodach, trafiliśmy w dziesiątkę. Z mieszkańcami nie mamy najmniejszych problemów. Regularnie płacą czynsz, a dom jest cudownie utrzymany. Nie ma też dewastacji w bydynku przy ul. Nadolnik. Zamieszkało tam 51 rodzin. Tam, gdzie dokoptowaliśmy po kilka rodzin do wspólnot mieszkaniowych w kamienicach z udziałami miasta, jest znacznie gorzej - słyszymy w ZKZL - Popełniliśmy błąd, rozdzielając lokale jak leci - osobom z listy oczekujących.

Po 2 latach doświadczeń poznaniacy doszli do wniosku, że

nie wystarczy dać

potrzebującym socjalne mieszkanie. Trzeba popracować nad ich mentalnością. Pojawił się też pomysł, by do budowanych przez miasto mieszkań przenosić mieszkańców ze zniszczonych komunalnych kamienic. Płacąc regularnie czynsz zasłużyli na lepsze warunki. Opuszczone przez nich lokale zajmą ci, którzy już zdążyli zdewastować socjalne mieszkania w nowym luksusowym bloku.

Fakty

Rządowe plany okazały się mrzonką

Dwa lata temu rząd zakładał, że do 2014 r. powstanie w Polsce 100 tysięcy mieszkań socjalnych i 20 tysięcy miejsc w schroniskach dla bezdomnych.

Rząd zadeklarował wówczas pomoc gminom, które zdecydują się na takie inwestycje. O dopłaty sięgające 40 procent kosztów mogły się starać także organizacje i związki gmin. Miało to kosztować budżet 2,5 miliarda złotych. Wiele wskazuje na to, że te plany, podobnie jak i wyborcze hasła budowy 3 milionów nowych mieszkań dla Polaków, okazały się mrzonką. Świadczą o tym długie listy czekających w kolejce na mieszkanie komunalne lub socjalne. Nie stać ich na kupno mieszkania czy jego wynajem na wolnym rynku.

Fakty

Perfidne metody pozbycia się niewygodnych lokatorów

Powodem ubiegłorocznych eksmisji były (w 521 przypadkach) zaległości w opłatach za mieszkanie. W 2007 r. sądy prowadziły też kolejne (474) postępowania egzekucyjne. 161 wydanych w ub.r. wyroków dotyczyło mieszkańców Bydgoszczy. Mają być oni eksmitowani z zadłużonych mieszkań do lokali należących do gminy. A tych jest niewiele.

W Kujawsko-Pomorskiem mamy 2925 mieszkań socjalnych, w Bydgoszczy zaledwie 673. Wszystkie są zajęte, a w kolejce po własny kąt czeka 900 eksmitowanych.

Niewygodnych lokatorów masowo pozbywają się właściciele prywatnych kamienic. Podnoszą czynsze i gdy lokator nie jest w stanie tyle płacić, wnoszą sprawę do sądu. Bez trudu uzyskują eksmisyjny wyrok. Obowiazek zapewnienia eksmitowanej rodzinie nowego lokalu spada na gminę. Niektórzy właściciele kamienic stosują dość perfidne metody pozbycia się lokatorów. Nie remontują kamienic, doprowadzają je do stanu katastrofy. I w takim przypadku zagrożonym lokatorom należy się mieszkanie od miasta. Gdy je dostaną, właściciel remontuje kamienicę lub burzy ją sprzedając potem atrakcyjny plac. Perfidią jest to, że niektórzy kamienicznicy nabyli swoje dobra od miasta. Płacili za zniszczoną kamienicę grosze, obiecywali kapitalne remonty. Oszukiwali.

Ofiarami masowej wyprzedaży komunalnych kamienic są ich starzy mieszkańcy. Niegdyś mieli tzw. decyzje administracyjne na zajmowane mieszkania, teraz je tracą. Niskie dochody nie wystarczają na wysoki czynsz.

Eksmisji jest coraz więcej. Także z mieszkań spółdzielczych. Są miasta, gdzie lokalne spółdzielnie mieszkaniowe dogadują się z gminą i wspólnie budują socjalne bloki. W Bydgoszczy przyjęto taktykę czyszczenia własnych zasobów i zrzucania niewygodnych lokatorów na barki miasta. Sądowe wyroki i obowiązujące w Polsce prawo nadzwyczajnie takim praktykom sprzyjają.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!