Rafał z rodziną wyjechał szukać szczęścia za granicą, Jasińscy dostali gdzieś mieszkanie, pan Józef zmarł, a Zenon stracił nogę. Poza tym niewiele na socjalnym osiedlu się zmieniło. Te same ciasne klitki, wysokie czynsze, szczury, robactwo, smród. Drugiego takiego getta nie ma w całym województwie.
<!** Image 2 align=right alt="Image 132208" sub="Do pani Wandy nikt nie chce zaglądać. Fetor panujący w jej pokoju zwala
z nóg. Nieopodal mieszka pan Jan, staruszek na wózku, schorowana pani Barbara i wielu podobnych. „Socjal” na Przemysłowej zamienia się w piekło ludzi samotnych
i niedołężnych. / Fot. Dariusz Bloch">Pięć lat temu, w sierpniu 2004 roku pisaliśmy:
„Budynki zżera wilgoć, pękają ściany, przez dziurawe dachy leje się woda. Z nieszczelnej instalacji kanalizacyjnej wylewają się ścieki i wsiąkają w fundamenty. W zapuszczonych piwnicach i wokół kontenerów na śmieci buszują wypasione szczury. W malutkich mieszkaniach gnieżdżą się wielodzietne rodziny, a razem z nimi karaluchy. Wspólne kuchnie i łazienki od dawna nie nadają się do użytku - pourywane krany, pokradzione umywalki. Na ścianach grzyb, na podłodze śliska maź. Dzieci chorują, dorosłym
nie chce się żyć.
Tak wygląda bydgoskie osiedle socjalne przy ulicy Przemysłowej - trzy parterowe baraki i dwa jednopiętrowe bloczki nad Brdą na peryferiach miasta”.
<!** reklama>Wrzesień 2009 r. Poniedziałkowe popołudnie. Socjal jeszcze stoi. Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło.
<!** Image 3 align=left alt="Image 132208" sub="- Była wanna, nie ma wanny - pokazuje pani Irena. Na „socjalu” od 7 lat.">Przed barakiem 34A siedzi na krzesełku pan Adam i zaciąga się papierosem. Wygrzewa się w słońcu. Słońca nikt nie wyłączy, tak jak ciepłej wody. Nikt też go nie ukradnie, jak tych dwóch wanien, które wynieśli złodzieje.
- To jest Auschwitz po bydgosku - mówi 59-letni mężczyzna. Ma czerwoną opuchniętą twarz. Jest inwalidą, widzi niewiele. Może to i lepiej, bo na Przemysłowej lepiej nie widzieć i nie słyszeć. Służby z miasta zaglądają tu rzadko. Kurator sądowy, komornik, policjant, monter z ADM - wpadają tylko w ostateczności. W bloku 34 ma swoją kanciapę firma ochroniarska, wynajęta przez zarządcę osiedla, czyli ADM, ale jej obecność jest raczej symboliczna, a zasady jasne. Nie wtykać nosa w nieswoje sprawy, na wyzwiska nie reagować, w mundurze ochroniarskim nie paradować. O tym, że ochrona sumiennie przestrzega niepisanych reguł świadczy masa dowodów. Zniszczone pokoje przygotowane do zasiedlenia, zajęte przez dzikich lokatorów pustostany, pourywane krany, ginące wanny i kuchenki gazowe.
- Wychodzą na obchód, gdy słońce jest wysoko na niebie - wyjaśnia mężczyzna bez nogi. To pan Zenon, znany na osiedlu zbieracz „miedźki”. Pięć lat temu miał jeszcze obie kończyny. - Co się stało? Podzieliłem się nogą - żartuje, by po chwili dodać z westchnieniem. - Co zrobić, miażdżyca.
<!** Image 4 align=right alt="Image 132208" sub="Dzieci bawią się na resztkach mebli, których tu nie brakuje. Niedawno urządziły zabawę „w dom” w kontenerach na śmieci. ADM nie zamierza stworzyć tu placu zabaw.">Porusza się na wózku inwalidzkim. To chyba dla niego i jemu podobnych (bo w baraku jest więcej osób bez nóg i na wózkach), ktoś wylał obok schodów byle jaki podjazd z betonu. Należy się domyślać, że to w ramach łamania barier architektonicznych.
- Dalej zbieram. Miedźka i puszeczki. Tylko że już w teren się nie wypuszczam - mówi pan Zenon.
Dziadkowi przysłuchuje się wnuczek, Wiktor. Jeszcze niedawno dzieciaki miały niesamowitą frajdę. Mogły bawić się w olbrzymim wykopie, który powstał między budynkami osiedla, bo wymieniano instalację centralnego ogrzewania. Placu zabaw nie znają. Podobno był kiedyś, ale zniknął błyskawicznie. Wynieśli go zbieracze złomu.
Za rogiem baraku siedzi na schodku chudy mężczyzna. Ma długie włosy i ostre rysy twarzy. Siedział tak już 5 lat temu. Tłumaczył wówczas, że zamiast szyb ma w oknach dyktę, ponieważ w kierunku jego okien lecą często kamienie. Za co? Za wzywanie policji. Dzisiaj ma do powiedzenia to samo.
<!** Image 5 align=left alt="Image 132208" sub="Dama z łasiczką trafiła tu ze śmietnika. Zbieractwo jest tu bardzo popularne.">- Do Bronksu pan przyjechał. Szyb nie wstawiam, bo wybiją. W nocy się nałykają i wariują - powtarza wzruszając ramionami. Ma na sobie wyciągnięty, szary sweter i przykrótkie spodnie. Przyznaje, że jest trochę spokojniej, bo część agresywnych mieszkańców zniknęła, zasiedlając więzienne cele. Ale i tak żyć się nie chce.
Mieszkania socjalne są w każdym mieście na całym świecie. Ale najgorsze są socjalne osiedla. Umiejscowione z dala od centrum, by jak najmniej rzucały się w oczy. Nie wiadomo, kto wymyślił socjal na Przemysłowej. Chyba nikt, bo
enklawa odrzuconych
nie przypomina dzieła przemyślanego. Większość mieszkańców miasta i miejskich urzędników nawet nie wie, gdzie to jest.
Zaczęło się przypadkiem od bloku nr 34, biurowca upadającego przedsiębiorstwa, do którego przeprowadzono pracowników wysiedlonych z likwidowanego hotelu robotniczego. Nie zajęli wszystkich mieszkań, więc do pozostałych lokali miasto wprowadziło ludzi z wyrokami eksmisyjnymi. Po jakimś czasie gmina zwróciła uwagę także na dwuczęściowy barak stojący bliżej rzeki. Urządzono w nim 30 małych pokoików i dwie wspólne łazienki oraz kuchnie (najmniejsze pokoje na Przemysłowej mają po 10 m kw., największe 29 metrów). W 1996 r. powstał od podstaw jednopiętrowy blok z płyty (34B), a 4 lata później dwa kolejne baraki: nr 36 i 38. Dwa ostatnie budynki są obiektem zazdrości pozostałych mieszkańców, bo czynsze są tam najmniejsze, a każde mieszkanie ma oddzielną kuchnię i łazienkę.
<!** Image 6 align=right alt="Image 132208" sub="Pan Zenon na Przemysłowej jest od 8 lat. Kilka lat temu amputowano mu nogę. W cuda nie wierzy. - To miejsce zapomniane przez Boga i ludzi - wzdycha.">- Tu nikt nie trafił w nagrodę - nie ukrywa brutalnej prawdy Renata Olżyńska, kierowniczka Rejonowego Ośrodka Pomocy Społecznej na Bartodziejach. Większość mieszkających tu rodzin jest
na garnuszku ośrodka.
Na Przemysłowej ląduje się najczęściej po wyroku eksmisji i z niemałym długiem zaległego czynszu. Nie zawsze dług oznacza, że rodzinę można wrzucić do obszernego wora z napisem „patologia”. Często za kłopotami finansowymi kryje się poważna choroba, utrata pracy, życiowy pech.
- Staramy się do tych ludzi docierać nie tylko z zasiłkami. Oferujemy pomoc w znalezieniu pracy, są różne programy unijne. Ci ludzie mają los we własnych rękach, ale wyciągają je tylko po kasę - przyznają pracownicy socjalni. - Nawet gdyby zrobić tu luksus, to i tak w krótkim czasie sami mieszkańcy zamieniliby to w ruinę - twierdzą.
- Niektórym udaje się stąd wyrwać. Jeśli trafia tu tak zwany normalny człowiek, to jest to dla niego koszmar - mówi Renata Olżyńska z ROPS Bartodzieje.
Normalny czy nie, na Przemysłowej nikt nie chciałby spędzić nawet jednej nocy. Regina (prawdziwe imię do wiadomości redakcji) od dawna choruje na raka. Ma przerzuty i jest już na morfinie. Gdy ból staje się nieznośny, chowa się w kąciku kuchennym i próbuje płakać jak najciszej. Chodzi o to, żeby jej przysposobiona 17-letnia córka mogła się uczyć.
<!** Image 7 align=left alt="Image 132214" sub="Blok 34B jest jednym z pięciu budynków
getta. Powstał w 1996 roku i dzisiaj jest w opłakanym stanie. Pękają ściany, ścieki z nieszczelnej kanalizacji wsiąkają w fundamenty. Od dłuższego czasu nie ma ciepłej wody. Po korytarzach biegają szczury.">Wylądowała tu 5 lat temu po śmierci męża. Z dwupokojowego mieszkania o powierzchni 42 m kw. musiała przenieść się na 14 metrów. Za poprzednie lokum płaciła 240 zł miesięcznie, za socjal, którego standardu nawet nie da się porównać, płaci 300 zł! Nic dziwnego, że jej dług mieszkaniowy rośnie. - Nie dałam rady finansowo i teraz też nie daję. Mam rentę, część pieniędzy zabiera komornik - mówi kobieta. Zasłania ręką drżącą brodę, nie umie pohamować płaczu, odwraca wstydliwe twarz. Mówi, że na Przemysłowej miała mieszkać tylko 3 miesiące. Podobno obiecywano jej w ADM, że szybko znajdzie się dla niej inny lokal.
- Dziękuję. Dziękuję, że mogłam się chociaż wyżalić - dodaje szeptem i chowa się w swojej zawalonej sprzętami klitce.
Chorujący na serce rencista, Józef Juchniewicz, mówił nam 5 lat temu: - Już ledwo żyję. Męczą mnie te hałasy po nocach, awantury, brud.
Od mieszkańców bloku 34B usłyszeliśmy, że zmarł. Nie udało nam się też odnaleźć rodziny Jasińskich, gnieżdżących się na 10 m kw. z piątką dzieci. Podobno znaleźli w końcu
jakieś normalne mieszkanie.
Nie zastaliśmy też Rafała. Mimo 30 lat sprawiał wrażenie człowieka mocno zmęczonego życiem. Zajmował na Przemysłowej 2 pokoiki razem z żoną i córką. Jego socjalne mieszkanie było chyba najczystszym i najlepiej urządzonym na całym osiedlu. Rafał marzył: - Żeby chociaż dostać socjal na Swarzewskiej albo coś w baraku 36.
Niewykluczone, że rzeczywistość przerosła jego marzenia. Podobno wyjechał do pracy za granicę.
Pani Wanda ma ponad 80 lat i nigdzie nie wyjedzie. Siedzi na środku pokoju i wydłubuje ze słoika resztki jedzenia. Nikt do niej nie zagląda, bo od panującego wewnątrz smrodu można się przewrócić.
W ostatnich latach na Przemysłowej się wyludniło. Mniej jest dzieci, za to przybywa takich ludzi pani jak Wanda. Samotnych i niedołężnych.
Fakty
Socjal tonie w długach mieszkaniowych
Bydgoskie osiedle socjalne przy ulicy Przemysłowej to unikat w skali województwa, jeśli nie całego kraju. Mieszkańcy pięciu budynków, ulokowanych na peryferiach Bydgoszczy w malowniczym zakątku zakola Brdy, tworzą zamkniętą dla świata enklawę ludzi odrzuconych i wyklętych. Trafili tu z powodu zaległości czynszowych lub po prostu dlatego, że nie mieli gdzie mieszkać, np. po wyjściu z więzienia. Aktualnie w 141 lokalach przebywają 344 osoby. Są to dane oficjalne zarządcy osiedla - ADM. Sami mieszkańcy mówią, że część pokoi zajęta jest nielegalnie.
Zmorą getta jest nie tylko dewastacja, nocne awantury i alkoholizm części mieszkańców. Prawdziwym problemem są wysokie czynsze, nieproporcjonalne do oferowanych przez miasto warunków. Biorą się, m.in., stąd, że część lokali nie jest opomiarowana. Największy kłopot jest ze wspólnymi kuchniami i łazienkami. Koszt gazu, prądu i wody jest dzielony między wszystkich, mimo że nie wszyscy korzystają z tych mediów jednakowo. Wynikają z tego absurdy. Jeden z wielu przykładów: 6-osobowa rodzina pani Krystyny za dwa małe kąty płaci miesięcznie 800 zł.
Socjal miał być rozwiązaniem problemu zadłużenia, ale stał się dla wielu rodzin pułapką bez wyjścia. Są na Przemysłowej lokatorzy, których dług (z poprzedniego mieszkania i obecny) przekroczył 200 000 złotych. Pięć lat temu łączne zadłużenie mieszkańców osiedla wynosiło około 1,7 mln złotych. ADM przekazała nam aktualne dane o długu wszystkich lokali socjalnych w mieście. Tych mieszkań jest 742. Mieszkający w nich ludzie winni są ponad 3 mln zł.
Niewykluczone, że Przemysłowa umrze śmiercią naturalną. Budynki niszczeją, maleje liczba mieszkańców. Pięć lat temu mieszkało tu około 800 osób, teraz połowę mniej. Fundamenty bloku 34B od lat „podlewane” są ściekami z nieszczelnych rur kanalizacyjnych. Lokatorzy pokazują też sporą rysę biegnącą w poprzek bloku. Twierdzą, że dom pęka na pół.