Są załamani postanowieniem sądu rodzinnego. - Sędzia uznała, że rodzice, którzy zatruli życie moje i brata, a teraz próbują zniszczyć moje małżeństwo, mają prawo do kontaktu z moim dzieckiem. Uważam to za wysoce niesprawiedliwe! - burzy się pan Jakub i zamierza walczyć do upadłego, by pokrzyżować plany dziadków.
CZYTAJ TEŻ:Epilog medycznego horroru. Lekarka stwierdziła zgon żyjącej pacjentki
[break]
Na razie kiepsko mu to idzie, bo zgodnie z ostatnim orzeczeniem sądu państwo Jakub i Ola mają wybór: pozwolą na kontakty 2,5-letniego synka z dziadkami w co drugą sobotę, albo będą im płacić 300 zł za każde nieodbyte spotkanie.
- Już widzę, jak moją bezrobotną matkę cieszy 600 zł miesięcznego dochodu, choć żądała 1000 zł za każdy brak kontaktu. Adaś jest dzieckiem szczególnej troski, przeszedł liczne operacje i może się zdarzyć, że te 600 zł, które będę zmuszony przekazać matce, zabraknie na jego lekarstwa - uważa Jakub. On i jego brat Wojciech nie potrafią zapomnieć traumatycznego dzieciństwa.
- Apodyktyczna, wrzaskliwa matka nazywała nas debilami i wszystko musiało być tak, jak ona chce - wspomina Wojtek i pyta: Jeśli ona nie kochała nas, to dlaczego ma kochać wnuki? Bracia twierdzą, że matka próbowała rozbić ich małżeństwa. To był powód, że Wojtek wyjechał z Bydgoszczy, a teraz prosi, by sąd utajnił jego adres, bo boi się, że rozzuchwaleni zwycięstwem dziadkowie wystąpią o kontakty z jego córką. Pan Jakub pracuje w policji i nie ukrywa, że ma przez matkę poważne kłopoty.
- Pisze na mnie donosy. Domaga się, by przełożeni ukarali mnie za nierespektowanie sądowych poleceń. Próbuje też zniszczyć karierę mojej żony, wydzwaniając do jej firmy i podważając prawdziwość oświadczeń jej szefa, skierowanych do sądu - wylicza Jakub.
Zdaniem sędzi, rodzice Adasia nadużywają pojęcia dobra dziecka, a ich spojrzenie jest egocentryczne, bo na problem kontaktów synka z dziadkami patrzą przez pryzmat własnych krzywd.