Niby wszystko gra - jak nigdy możemy prześledzić trasę, którą przebył złodziej, by ukraść rower.
Widzimy jak wchodzi przez bramę, jak unika kontaktu z przechodzącym sąsiadem, chowając się na klatce schodowej, widzimy wreszcie, jak wsiada na rower i jak gdyby nigdy nic opuszcza teren strzeżonego osiedla.
Ale nie widzimy najważniejszego - na tyle wyraźnej twarzy, by rozpoznać złodzieja. To minus monitoringu, zwłaszcza instalowanego najniższym kosztem - owszem, zdarzenie kamera zarejestruje, ale już szczegółów pozwalających na identyfikację przestępców - niekoniecznie.
Mimo wszystko dobrze, że taki monitoring jest, a nagrania można opublikować w sieci. Wierzę w to, że jakiś rowerzysta natknie się na dobrze opisany, kradziony rower. Rowerzyści bowiem to solidarny „naród”, a niemal każdy z nich padł kiedyś ofiarą złodzieja.
