Angielski czy niemiecki to banał. Bydgoszczanie chcą się uczyć norweskiego, arabskiego, japońskiego i fińskiego. Problemem jest brak lektorów, którzy dużo więcej zarobią wyjeżdżając za granicę.
<!** Image 3 align=none alt="Image 195981" sub="Większość kursów językowych rozpoczyna się jesienią, ale na WSG już od początku września jest międzynarodowo. 20 osób m.in. z Ukrainy, Meksyku i Brazylii uczy się tam polskiego Fot.: Tomasz Czachorowski">
Gorący okres w szkołach językowych zacznie się jesienią. Oferta staje się coraz bardziej egzotyczna. Popularność poszczególnych kursów językowych pokazuje, jakie kierunki obierają mieszkańcy naszego miasta.
Azjatycki sen o przyszłości
Silna trójka - angielski, niemiecki i francuski, niezmiennie przodują na liście języków, których bydgoszczanie uczą się najchętniej, jednak mapa lingwistycznych poszukiwań wciąż się poszerza. Na topie jest, między innymi, Azja i Skandynawia.
- Nie mamy problemu, aby utworzyć kilkuosobowe grupy na kurs języka japońskiego - mówi Patrycja Schröder ze Szkoły Języków Obcych Wyższej Szkoły Gospodarki. - Co ciekawe, kursantami są nie tylko dorośli, ale także dzieci mające po 6-7 lat. Rodzice, zapisując je na zajęcia, myślą przyszłościowo. Liczą, że kiedyś znajomość tego języka może im się przydać. Mamy także chętnych do nauki języka arabskiego. Z reguły są to pojedyncze osoby, które na przykład planują zagraniczny wyjazd. Dla nich dobrym rozwiązaniem są konwersacje z lektorem. Od dłuższego czasu obserwujemy także, że do łask powraca język rosyjski.
Właściciele szkół językowych zauważają, że coraz więcej osób zapisuje się na kurs, ponieważ jeden język obcy w CV nie robi wrażenia na pracodawcach. Dużym plusem jest to, gdy poza angielskim możemy się pochwalić znajomością innego, mniej popularnego języka.
<!** reklama>
- Francuski jest pod tym względem bardzo atrakcyjny, ale motywy skłaniające do rozpoczęcia nauki są przeróżne - twierdzi Agnieszka Mizera ze szkoły Alliance Française. - Bywa, że powodem jest praca w jednym z krajów francuskojęzycznych. Zdarza się również, że języka zaczyna uczyć się teściowa, aby móc porozmawiać z zięciem, który jest Francuzem. Najważniejsze to przełamać barierę fonetyczną. Im szybciej się to zrobi, tym nauka przychodzi łatwiej. Nasi najmłodsi uczniowie mają po 4 lata. Dla nich poznawanie języka obcego to przede wszystkim zabawa. Dużym zapałem wykazują się także seniorzy.
Lektor potrzebny od zaraz
W przypadku takich języków jak norweski, szwedzki czy fiński problemem nie jest brak chętnych do nauki, a brak nauczycieli.
- Wielu Polaków znajduje w krajach północy dobrze płatną pracę, więc chcą się uczyć języka. Niestety, lektorzy, którzy kończą studia, najczęściej sami wyjeżdżają za granicę, bo bardziej im się to opłaca. Mało która szkoła jest w stanie zaoferować im takie pieniądze, jakich żądają. Ewentualnością są kursy on-line, prowadzone przez Skype’a - przyznaje pracownik jednej z bydgoskich szkół językowych.
Money, money, money...
Ile kosztuje kurs? Przekrój cenowy jest dość szeroki. W niektórych szkołach za tydzień nauki trzeba zapłacić nawet 300 złotych. Standardowa cena za pełen kurs, czyli około 120 godziny zajęć, to blisko 1500 złotych.
Dużo droższe są lekcje z tzw. native speakerem. 9-letnia Alicja raz w tygodniu przez godzinę uczy się angielskiego od rodowitego Amerykanina.
- Płacimy 100 złotych za lekcję, ale warto. Mam porównanie. Wcześniej córka chodziła na kurs, gdzie uczyła się w grupie i efekty były znacznie słabsze. Teraz jest najlepsza w klasie - mówi mama Ali.
Korepetycji językowych chętnie udzielają także studenci. Godzina hiszpańskiego z dojazdem do domu to około 60 zł. Podobnie wygląda cena za lekcję włoskiego i francuskiego. Natomiast niemiecki i angielski są tańsze nawet o połowę.