Przez kilka miesięcy rowerowe wraki z banerami szpeciły ulice
w centrum Bydgoszczy. Czy uda się znaleźć autora tego bałaganu?
<!** Image 2 align=none alt="Image 165132" sub="Dzięki interwencji naszej redakcji ten rower został usunięty z ulicy Focha Fot. Dariusz Bloch">
Jeden rower był przyczepiony do stojaka przy ul. Focha. Drugi, bez kierownicy, leżał nieopodal barek na Rybim Rynku. Dawniej zwisał po zewnętrznej stronie balustrady mostu Sulimy-Kamińskiego. A może to był inny, trzeci wrak, tylko wpadł już do Brdy? Wszystkie rowery były zardzewiałe, poniszczone, żałośnie opadały z nich plastikowe banery. Wyraźnie nie nadawały się do jazdy i stanowiły tylko dziką reklamę tajemniczej firmy. Reporterzy „Expressu” próbowali skontaktować się z autorami tego bałaganu, ale bez skutku. Wszystkie dostępne na stronie internetowej numery telefonów nie istnieją.
- Po sygnale „Expressu” nasi ludzie zajęli się tą sprawą - mówi Krzysztof Kosiedowski, rzecznik Zarządu Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej. - Przy ulicy Focha stało coś na wzór roweru, ale nie zauważyliśmy żadnego baneru reklamowego. Usunęliśmy ten złom. Wkrótce sprawdzimy drugą lokalizację.
Za zajęcie pasa drogowego trzeba płacić. Przekonał się o tym bydgoski archeolog, bohater głośnej sprawy sprzed 2 lat, który po zakończeniu wykopalisk na placu Teatralnym wmurował w chodnik pamiątkową tabliczkę. Nakazem Zarządu Dróg musiał ją usunąć, a tabliczka znalazła miejsce nieopodal w pasie zieleni. Rowery nie rzuciły się w oko drogowcom, choć każdego dnia ulicami Bydgoszczy jeżdżą podobno „patrole”, które mają wychwycić reklamowe samowole.
- W ubiegłym roku wystawiliśmy 116 kar za umieszczenie reklamy bez pozwolenia. Konsekwencje finansowe są różne, w zależności o miejsca i powierzchni reklamy, ale zgodnie z ustawą wynoszą dziesięciokrotność opłaty za reklamę w pasie drogowym - wyjaśnia Krzysztof Kosiedowski.
<!** reklama>
Rowerowe wraki z banerami to tylko jeden z przykładów, jak cwani przedsiębiorcy próbują obejść prawo. Wśród znanych sposobów na dziką promocję można wyliczyć parkowanie przyczep z wielkimi billboardami w centrum miasta, zasłanianie budynków siatką budowlaną z promocyjnymi hasłami czy nielegalne wystawiane stojaka na chodniku przed sklepem.
- Niemal codziennie pojawiają się nowe banery. Nie nadążamy z interwencjami, bo gminy nie mają bezpośrednich narzędzi, aby walczyć z tym problemem. Potrzebne są proste i jednoznaczne przepisy, które regulowałyby tę kwestię. Teraz to trwa zbyt długo. Zanim nakażemy zdjąć reklamę, ona zdąży na siebie zarobić - zauważa Jacek Piątek, bydgoski plastyk miejski. - Agresywne reklamy w pasie drogowym stanowią dodatkowe niebezpieczeństwo - zasłaniają widoczność
i rozpraszają kierowców.