W Świeciu jest 35 taksówkarzy. Jak mówią, by wyjść na swoje, muszą być samowystarczalni - sami prowadzić księgowość i utrzymywać auto w idealnym stanie technicznym.
<!** Image 2 align=right alt="Image 3769" >- W naszym fachu przydaje się też wiedza z zakresu psychologii. Wystarczą mi dwa zdania, abym się zorientował z kim mam do czynienia - twierdzi pan Kazimierz ze Świecia, taksówkarz z dziesięcioletnim stażem. - Od razu wiem, czy mogę skupić się na jeździe, czy muszę dodatkowo obserwować pasażera.
Nie jest lekko
W ostatnich dwóch latach w powiecie świeckim policja nie odnotowała poważniejszych zdarzeń z udziałem taksówkarzy. Pod tym względem jest bezpieczniej niż w innych regionach naszego województwa.
Często prowadzący taksówkę pełni rolę powiernika. Niektórzy pasażerowie kilka minut wspólnej jazdy wykorzystują do zdradzania swoich najbardziej intymnych tajemnic.
W Świeciu w ostatnim czasie pracę w tym trudnym zawodzie podjęła tylko jedna osoba. Aby stanąć pod słupkiem z napisem „Taxi”, kandydat musi pokonać wiele barier. Do zdania jest trudny egzamin z zakresu topografii. Trzeba przeprowadzić specjalistyczne badania lekarskie. Sporo wydatków czeka kierowcę przy dostosowywaniu samochodu do pracy zarobkowej. Kasa fiskalna, „gapa”, oznaczenia zewnętrzne pojazdu. Wszystko to jest sprawdzane podczas szczegółowego przeglądu technicznego.
Godziny na postoju
W Świeciu nie działa żadna korporacja taksówkarska. Nasze miasto jest zbyt małe, by opłaciło się ją tworzyć. Pozostaje więc oczekiwanie na jednym z kilku postojów. Niektórzy z jeżdżących u nas taksówkarzy to emeryci. Dorabiają do skromnych świadczeń.
- Taksówka to interes na granicy opłacalności - twierdzi taksówkarz z postoju na Dużym Rynku, siedem lat za kółkiem. - Po opłaceniu składki ZUS i podatku pozostaje niewiele. Jak trafi się poważniejsza awaria, cały zysk przepada - narzeka.
W ubiegłym roku przez kraj przeszła fala taksówkarskich protestów o kasy fiskalne. Wprowadzono obowiązek posiadania przez prywatnych przewoźników takich urządzeń. Taksowkarze narzekają, że w momencie, gdy przepis zaczął obowiązywać, kasa kosztowała ponad 2 tysiące złotych. Teraz, gdy rynek się nasycił, cena spadła do 800 zł.
- Znowu ktoś się naszym kosztem nieźle dorobił - komentują świeccy taksówkarze.