Nasz reporter nakreślił wręcz apokaliptyczny obrazek, ale tworząc go, posłużył się opinią mieszkańca Białych Błot: - Część osób w ogóle przestała wieczorami uprawiać aktywność fizyczną. W okolicy bieżni i boiska nie da się biegać, smród jest ogromny. Człowiek zamiast się dotleniać, nawdycha się pyłów. Tradycyjną trasę biegów ulicznych też zmieniono, bo były skargi ze strony zawodników.
Specjalistka z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska uspokajała wtedy czytelników, tłumacząc że „brudy”, które odnotowuje w Bydgoszczy stacja kontroli powietrza na placu Poznańskim, nawiewane są znad Białych Błot nie w połowie, a tylko w około 10 procentach. Z jednej strony dobrze, że urzędniczka nie chciała podpuszczać na siebie sąsiadów, z drugiej strony… ziarnko do ziarnka, a zbierze się miarka.
Nie biegam wieczorami po Białych Błotach, ale zdarza mi się na przykład wyskoczyć wieczorem do sklepu w podbydgoskiej Brzozie. To też gmina znana z organizacji biegów, a jeszcze bardziej z imprez rowerowych (prężnie działa tu Rowerowa Brzoza). Niestety, Brzoza z Białymi Błotami może też rywalizować pod względem smogu z kominów. A przecież w tym sezonie mieliśmy dopiero parę mroźnych nocy. Strach pomyśleć, jakie powietrze będzie tu zimą.
Co znamienne, smród w Brzozie słabnie wraz z oddalaniem się od „centrum” wsi, liczącej już dobrze ponad 3 tysiące dusz. Domy tam nadal stoją blisko siebie, bo Brzoza z jednej strony płynnie przechodzi w Olimpin, a z innej – w Przyłęki, lecz wyziewów z komina już nie czuć.
Zagadka ta ma, jak sądzę, dość proste rozwiązanie. Budynki w centrum to „stara” Brzoza – domy pobudowane wiele lat temu, nierzadko sposobem gospodarczym i nadal wyposażone w marne piece na marny opał. Natomiast dalej od centrum stoją bardziej nowoczesne domy zamożniejszych sąsiadów, którzy sprowadzili się tutaj przed paru czy parunastu laty i stać ich było na ekologiczne ogrzewanie.
Cóż może zrobić samorządowa władza z ludźmi, którzy żyją tu od pokoleń i dobrze znają radnych czy urzędników gminy? Nie zmusi się zatruwającego okolicę sąsiada do wydania około 10 tys. złotych na porządny piec, bo ten sąsiad często nie ma takich pieniędzy. A nawet jeśli ma, to uważa, że czekają go inne, jego zdaniem ważniejsze wydatki. Nie da się takiemu sąsiadowi społecznych pieniędzy, bo w wiejskich gminach rzadko dostępne są fundusze z proekologicznych programów. I raczej nie ukarze się takiego sąsiada, bo co inni na to powiedzą? Czasem też strach iść z takim na udry.
Kłopot z uciążliwymi sąsiadami to nie jest zresztą wyłączna specyfika wiejskich grajdołków. W miastach też znaleźć można rewiry, w których niedbająca o siebie i innych mniejszość terroryzuje porządną większość. Ostatnio dało się to mocno odczuć w Inowrocławiu, gdzie pijany mieszkaniec kamienicy nieudolnie majstrował przy kuchence gazowej i wywołał pożar. Zginęły w nim matka i jej trzy córki. Zmieni coś ta tragedia w naszym zachowaniu wobec uciążliwych sąsiadów? Wątpię.
