Ale coraz bardziej widać, że to frontmeni w zespole, dla którego repertuar napisał Jarosław Kaczyński. Jak w 2005 roku dla Marcinkiewicza. Tyle że wtedy układ koalicyjny wymusił na prezesie PiS, żeby ten przesiadł się z tylnego siedzenia za kierownicę. Teraz - nikt i nic Jarosława Kaczyńskiego do tego nie zmusi.
Gdy do Warszawy przyjechała Angela Merkel, pani premier i pan prezydent mogli robić miny przywódców, choć i tak kanclerz Niemiec najdłużej rozmawiała z prezesem partii rządzącej. Zaproszenie Jarosława Kaczyńskiego na spotkanie z premier Wielkiej Brytanii w Londynie by dyskutować o stosunkach po Brexicie, nie pozostawia już żadnych złudzeń. Świat, w przeciwieństwie do PiS-u, nie będzie udawał, że liczy się ze zdaniem ludzi, którzy muszą się skonsultować potem ze swoim szefem.