Całkiem możliwe, że niebawem do drzwi osób, które nie oddały wypożyczonej książki zapuka windykator. Taki sposób na odzyskanie zbiorów zastosowała biblioteka w Raciborzu.
<!** Image 2 align=right alt="Image 46962" sub="- Na razie nie zdecydowaliśmy się skorzystać z usług firm windykacyjnych, ponieważ wydają nam się zbyt restrykcyjne - twierdzi dyrektorka Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej, Ewa Stelmachowska">- Nie jesteśmy instytucją charytatywną. Przywłaszczenie pożyczonej publikacji nie różni się niczym od zwykłej kradzieży. Z naszych półek znikają najczęściej najcenniejsze tytuły. Zwykle są to drogie książki naukowe i popularnonaukowe - twierdzi jedna z bydgoskich bibliotekarek.
- Rzeczywiście, nie wszystkie książki do nas wracają. Dla tego do naszej biblioteki zwracały się również różne firmy windykacyjne i prezentowały nam swoje oferty. Proponowały m.in., że pokryją samodzielnie wszelkie koszty wyegzekwowania długu. W zamian, my podzielimy się z nimi częścią odzyskanych pieniędzy. Na razie nie zdecydowaliśmy się jednak skorzystać z ich usług, ponieważ wydają nam się zbyt restrykcyjne - twierdzi dyrektorka Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej, Ewa Stelmachowska.
<!** reklama left>Książnica dotąd korzysta z bardziej tradycyjnych metod odzyskiwania nieoddanych książek i do swoich zapominalskich czytelników wysyła upomnienia. Jeśli to nie pomaga, sprawa kierowana jest do sądu. Biblioteka juz kilka razy skorzystała z tego rozwiązania.
- Kara za nieoddanie publikacji w terminie wynosi 5 groszy za dzień. Wydaje się niewiele, ale szczególnie nierzetelnym osobom może uzbierać się całkiem spory dług. Rekordzista musiał zapłacić 600 zł kary. W zdumienie wprawiła nas również rodzina jednego z Czytelników, która oddała książkę po... 45 latach - opowiada Ewa Stelmachowska.
Dyrektorka Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej przyznaje, że najwięcej problemów sprawiają młodzi czytelnicy. Osoby starsze są bardziej uczciwe i systematyczne. Jeśli już chcą przetrzymać dłużej jakąś książkę, po prostu zgłaszają ten fakt bibliotekarzowi.
Na problemy z czytelnikami nie narzekają pracownicy Biblioteki Głównej Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego. - Studenci, którzy korzystają z naszych zbiorów, zdają sobie sprawę z konsekwencji, jakie mogą nastąpić, jeśli się z nami nie rozliczą. Nieoddana książka może oznaczać brak zaliczonego semestru. Nie będzie im również wydany dyplom ukończenia studiów, dopóki nie dostarczą do dziekanatu karty obiegowej z pieczątkami ważniejszych bibliotek w mieście - mówi Maria Czarnecka-Dąbek, dyrektorka Biblioteki Głównej UKW.