https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Sumienie odezwało się po 45 latach

Dorota Sołdańska
Całkiem możliwe, że niebawem do drzwi osób, które nie oddały wypożyczonej książki zapuka windykator. Taki sposób na odzyskanie zbiorów zastosowała biblioteka w Raciborzu.

Całkiem możliwe, że niebawem do drzwi osób, które nie oddały wypożyczonej książki zapuka windykator. Taki sposób na odzyskanie zbiorów zastosowała biblioteka w Raciborzu.

<!** Image 2 align=right alt="Image 46962" sub="- Na razie nie zdecydowaliśmy się skorzystać z usług firm windykacyjnych, ponieważ wydają nam się zbyt restrykcyjne - twierdzi dyrektorka Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej, Ewa Stelmachowska">- Nie jesteśmy instytucją charytatywną. Przywłaszczenie pożyczonej publikacji nie różni się niczym od zwykłej kradzieży. Z naszych półek znikają najczęściej najcenniejsze tytuły. Zwykle są to drogie książki naukowe i popularnonaukowe - twierdzi jedna z bydgoskich bibliotekarek.

- Rzeczywiście, nie wszystkie książki do nas wracają. Dla tego do naszej biblioteki zwracały się również różne firmy windykacyjne i prezentowały nam swoje oferty. Proponowały m.in., że pokryją samodzielnie wszelkie koszty wyegzekwowania długu. W zamian, my podzielimy się z nimi częścią odzyskanych pieniędzy. Na razie nie zdecydowaliśmy się jednak skorzystać z ich usług, ponieważ wydają nam się zbyt restrykcyjne - twierdzi dyrektorka Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej, Ewa Stelmachowska.

<!** reklama left>Książnica dotąd korzysta z bardziej tradycyjnych metod odzyskiwania nieoddanych książek i do swoich zapominalskich czytelników wysyła upomnienia. Jeśli to nie pomaga, sprawa kierowana jest do sądu. Biblioteka juz kilka razy skorzystała z tego rozwiązania.

- Kara za nieoddanie publikacji w terminie wynosi 5 groszy za dzień. Wydaje się niewiele, ale szczególnie nierzetelnym osobom może uzbierać się całkiem spory dług. Rekordzista musiał zapłacić 600 zł kary. W zdumienie wprawiła nas również rodzina jednego z Czytelników, która oddała książkę po... 45 latach - opowiada Ewa Stelmachowska.

Dyrektorka Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej przyznaje, że najwięcej problemów sprawiają młodzi czytelnicy. Osoby starsze są bardziej uczciwe i systematyczne. Jeśli już chcą przetrzymać dłużej jakąś książkę, po prostu zgłaszają ten fakt bibliotekarzowi.

Na problemy z czytelnikami nie narzekają pracownicy Biblioteki Głównej Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego. - Studenci, którzy korzystają z naszych zbiorów, zdają sobie sprawę z konsekwencji, jakie mogą nastąpić, jeśli się z nami nie rozliczą. Nieoddana książka może oznaczać brak zaliczonego semestru. Nie będzie im również wydany dyplom ukończenia studiów, dopóki nie dostarczą do dziekanatu karty obiegowej z pieczątkami ważniejszych bibliotek w mieście - mówi Maria Czarnecka-Dąbek, dyrektorka Biblioteki Głównej UKW.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski