Ponad dwudziestu mieszkańców domów na Glinkach podpisało się pod petycją w sprawie likwidacji stajni. Jej właścicielka odpiera zarzuty.
Marek Kurzeja chciał zamieszkać w urokliwym zakątku z dala od śródmiejskiego zgiełku. Jako pierwszy postawił dom pod lasem przy ulicy Lubranieckiej. Dalej droga stanowi szlak pełen dziur i błota. Jednak przy uliczce wyrosły kolejne domy. Lokator przekonuje, że problemy zaczęły się, gdy sąsiadka postanowiła trzymać konie. Wybudowała budynek magazynowy, w którym trzymane są zwierzęta. Dom pana Marka otoczony jest z trzech stron wybiegiem. Konie chodzą przed ogrodzeniem. Jednak ich widok nie napawa go zadowoleniem.
Z dala od grilla
- Po prostu śmierdzi i jest pełno much - przekonuje Marek Kurzeja. Jego sąsiad potwierdza tę opinię.
- Mam mniejszy problem, ale czasem nie można usiąść do grilla. A jak z lodówki wyleci taka czarna mucha, to człowieka obrzydzenie bierze - dodaje.
Na wprost wejścia do domu pana Kurzei powstała tego roku drewniana szopa.
Rada popiera
- Teraz konie trzymane są pod moim nosem. Obornik strasznie śmierdzi - żali się nasz Czytelnik. Zebrał dzwadzieścia cztery podpisy pod petycją do prezydenta Bydgoszczy w sprawie likwidacji stajni. Roszczenia mieszkańców poparł Zarząd Rady Osiedla Glinki-Rupienica. Marek Kurzeja tłumaczy jednak, że wciąż nie dostał od prezydenckich urzędników odpowiedzi.
<!** reklama>
- To niemożliwe, już powinien otrzymać pismo. Ja je dostałam i Urząd Miasta wyjaśnia, że trzymam konie zgodnie z prawem. Przeszłam wszelkie możliwe kontrole, w tym sanepidu - wyjaśnia Małgorzata Sobiś-Żmudzińska, właścicielka koni.
Tłumaczy kolejny raz, że nie zajmuje się hodowlą zwierząt, czyli też ich rozmnażaniem. Konie są jej potrzebne do terapii dzieci. Nie dowierza w szczerość podpisów pod petycją. Oprowadza po posesji. Pokazuje taczki, na których składowane są odchody.
- Czy tu są jakieś muchy? A wokół koni? Proszę powąchać jego skórę - zachęca Małgorzata Sobiś-Żmudzińska pokazując na zwierzę. - Muchy domowe, te czarne, nie pożywią się na koniu. Rozmnażają się w wilgoci, w rowach, tam gdzie ludzie wyrzucają skoszoną trawę.
Co robi inspektor?
Murowany budynek, który przystosowany został na stajnię, zakwestionował inspektor nadzoru budowlanego. Sąsiedzi dziwią się, że nie podjął żadnych kroków, aby zlikwidować obiekt. W dodatku, jak przekonuje Marek Kurzeja, powstała pod jego domem drewniana szopka, w której też są zwierzęta.
- Jestem w trakcie legalizowania budynku i to w tej odpowiedzi, którą dostałam z Urzędu Miasta, jest napisane. Obecnie konie są w drewnianej szopce. Potem służyć będzie ona jako magazyn na narzędzia - wyjaśnia nam właścicielka posesji.