Nieco wcześniej, wracając wczesnym popołudniem ze Starego Fordonu, cieszyłem się, że po długich miesiącach komunikacyjnego horroru na ulicy Fordońskiej sytuacja wreszcie się unormowała i Fordońską można jeździć względnie spokojnie i szybko. Zupełnie inaczej, niż na przykład w pobliżu mostu Pomorskiego, przed którym osunęła się ziemia. A jako że moim celem była wylotówka z miasta w stronę Inowrocławia, postanowiłem oszukać przeznaczenie i skręciłem wcześniej na nowy most Kazimierza Wielkiego.
Przejazd rzeczywiście okazał się znacznie szybszy niż przez most Pomorski. Ale potem… Na prezydenckiej alei straciłem z nawiązką to, co wcześniej udało mi się nadrobić. Dojazd do ulicy Wojska Polskiego zajął mi 20 minut. Wydaje mi się, że teraz to jest najsłabsze ogniwo w komunikacyjnym łańcuchu pomiędzy Bartodziejami i Kapuściskami. I dopóki się tego ogniwa nie wzmocni, dopóty cały łańcuch będzie kiepski.
A swoją drogą, do prezydenckiej alei w takim stanie, w jakim wciąż pozostaje, znacznie lepiej pasuje stara nazwa: aleja Planu 6-letniego.
