Mykoła Kuliczenko ze wsi Wysznewo pod Kijowem w rejonie Buczy przeżył własną śmierć i opowiedział dopiero teraz swoją niesłychaną przygodę.
Był w domu z dwoma braćmi, kiedy przyszli rosyjscy żołnierze. Wpadli w furię, gdy dowiedzieli się, że jego młodszy brat Eugeniusz służył w armii ukraińskiej i zobaczyli medale wojenne dziadka.
Zaczęli torturować Ukraińców. Najpierw zastrzelili Eugeniusza i starszego brata Mykoły - Dimę. - Poczułem jak krew płynęła przez moje ciało – mówił Mykoła o chwili, gdy kula trafiła go w twarz. Pocisk przeszedł przez policzek po prawej stronie twarzy, zanim przebił się przez miękką tkankę pod prawym uchem.
Żołnierze rzucili do dołu ciało Dimy, potem Mykoły. Eugeniusza nie grzebali. Sądzili, że wszyscy nie żyją. Przysypali ich trochę piaskiem i poszli sobie. Mykoła nie wie, ile czasu spędził w dole i jakim cudem udało mu się wygrzebać po pewnym czasie na powierzchnię. Wyszedł z grobu i poszedł do najbliższej wioski, przed rosyjskim punktem kontrolnym.
Spotkał staruszka o imieniu Valentine, który wspominał: "On był posiniaczony, oblepiony krwią i cały pokryty ziemią. Zabrałem go do domu, nakarmiłem, umył się, na drogę dałem mu trochę jedzenia".
Mykoła po pewnym czasie wrócił do swojej wioski, potem udał się do lekarza. Ten powiedział mu, że ma dwa złamane żebra, ale na szczęście kula nie uszkodziła żadnego narządu. Rany na twarzy zaczęły się goić, ale blizny pozostaną na bardzo długo.
Mykoła mówi, że uratowała się jego siostra Iryna. Kiedy przyszli Rosjanie była w domu u sąsiada. Gdy usłyszała strzały, uciekła i dzięki temu żyje.