https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Rodzina jak igła w stogu siana

Katarzyna Pietraszak
Bracia Borowiczowie pochowani zostali na tym samym cmentarzu w ciągu dziesięciu dni. Młodszego żegnała rodzina. Na pogrzebie starszego był tylko ksiądz, bo nikt z bliskich nie wiedział, że umarł.

Bracia Borowiczowie pochowani zostali na tym samym cmentarzu w ciągu dziesięciu dni. Młodszego żegnała rodzina. Na pogrzebie starszego był tylko ksiądz, bo nikt z bliskich nie wiedział, że umarł.

<!** Image 2 align=right alt="Image 54407" sub="Bratowa zmarłego Tadeusza Borowicza ma za złe policjantom, że po jego śmierci nie odnaleźli bliskich">W historię, która wydarzyła się naprawdę, rodzina 79-letniego Tadeusza Borowicza do dziś nie może uwierzyć, mimo że dowodem jest akt zgonu i skromny kopiec usypany na komunalnym cmentarzu.

Zawiadomienie o pogrzebie

Rano 20 kwietnia tego roku Zbigniew Borowicz siedział w fotelu przed telewizorem. Śmiał się, mówiąc do żony. - Tadek ma dziś urodziny, pamiętasz on w tym samym dniu co Hitler się urodził - żartował 78-letni brat Tadeusza. Nie doczekał zaplanowanej na początek czerwca operacji woreczka żółciowego. Zmarł w tym samym fotelu miesiąc później. - To był bardzo dobry człowiek, kochał rodzinę - wspomina pani Genowefa. Pogrzeb męża przygotowywała razem z synową. Trzeba było powiadomić o nim wszystkich członków rodziny. Kobiety poszły też do mieszkania brata zmarłego - nie miał w domu telefonu stacjonarnego, nie uznawał też „komórek”. Domofon nie odpowiadał. Zawsze pod nieobecność pana Tadeusza krewni wkładali w drzwi kartkę z wiadomością. Kobiety zadzwoniły więc do sąsiada z piętra z prośbą, żeby otworzył drzwi do klatki schodowej. - Przecież on od trzech tygodni nie żyje! - usłyszały.

Sam przez kilkanaście lat

Pan Tadeusz po śmierci matki dzielił mieszkanie z bliskimi. Przez ostatnie kilkanaście lat mieszkał sam - na bydgoskim osiedlu Leśnym. Był starym kawalerem. Przez blisko 40 lat pracował w Urzędzie Wojewódzkim w Bydgoszczy. Zaczynał od stanowiska referenta, na emeryturę odchodził jako starszy inspektor wojewódzki.

- Wiódł życie samotnika. Nie zapraszał nas nigdy do swojego domu. Za to u nas bywał przynajmniej raz w miesiącu, mieliśmy z nim kontakt - pani Genowefa wielokrotnie deklarowała, że posprząta w jego domu, umyje okna. Zapraszała na obiad. - On jednak wolał być w swoim domu sam, chodził swoimi ścieżkami.

Jednak bywał na wszystkich uroczystościach rodzinnych. I zawsze miał z nich zdjęcia, bo uwielbiał je robić i sam się fotografować. Pokazywał rodzinie zdjęcia, m.in., z wędrówek po mieście i wyjazdów w region, które uwielbiał. Ostatni raz Tadeusz odwiedził brata w pierwszych dniach kwietnia, po wiadomości zostawionej w drzwiach jego mieszkania. Przyniósł książkę, o którą prosiła synowa pani Genowefy. Chwalił się korespondencją z Niemcami, którzy pomagali mu szukać korzeni drzewa genealogicznego.

Nigdzie śladu rodziny

Tadeusz Borowicz umarł niedługo po wizycie w mieszkaniu brata. Jego zwłoki policja odkryła 24 kwietnia po telefonie zaniepokojonej sąsiadki. Po wejściu do mieszkania okazało się, że mężczyzna nie żyje od około trzech tygodni. - Wykluczyliśmy udział osób trzecich. Na razie nie wiadomo, jaka była przyczyna zgonu, ponieważ nie otrzymaliśmy jeszcze wyników sekcji zwłok - informuje Mariusz Magdziarz z Komendy Miejskiej Policji w Bydgoszczy.- Prokuratura Bydgoszcz-Północ zleciła policji ustalenie rodziny Tadeusza Borowicza. Pytaliśmy o to sąsiadów, opiekę społeczna i nic. Sprawdzaliśmy też w ewidencji ludności. Nigdzie ani śladu rodziny.

<!** reklama left>- Ja tu rodziny jego wcześniej nie widziałam - przyznaje sąsiadka Tadeusza Borowicza. - On trochę dziwny był, czasem zbierał resztki jedzenia ze śmietników, ale nie mogę powiedzieć - zawsze uczesany, czysty, choć w pogniecionych spodniach i koszuli - pani Elżbieta złego słowa o sąsiedzie nie powie. - Trochę się zdziwiłam, że tyle rzeczy zgromadził w tym małym pokoiku.

Gdy policja nie ustaliła bliskich, do mieszkania zmarłego wkroczyła administracja. - Chyba z pięć telewizorów wynieśli, masę taboretów, dwie kanapy. Jak on to wszystko pomieścił... - dziwi się sąsiadka.

- Mieszkanie było zapuszczone. Trzy ciężarówki wywieźliśmy na wysypisko - twierdzi Krzysztof Nurkiewicz, dyrektor Biura Zarządu Administracji Domów Miejskich w Bydgoszczy.

To samo nazwisko

Na podstawie policyjnych ustaleń, prokuratura wydała zgodę na pochówek mężczyzny. Zajęła się tym opieka społeczna. Pogrzeb odbył się 15 maja na cmentarzu przy ul. Wiślanej. Oprócz księdza i pracowników zakładu pogrzebowego, nie było na nim nikogo. Ponad tydzień później na tym samym cmentarzu rodzina chowała Zbigniewa Borowicza. Jeszcze wtedy nikt nie umiał im powiedzieć, gdzie leży Tadeusz Borowicz.

- Tadek miał swoje dziwactwa, ale nie był jakimś łachmytą, żeby tak go potraktować - pani Genowefa płacze. Żal jej, że nikt z bliskich nie mógł pożegnać krewnego, że nie leży w grobie z matką, a bardzo tego chciał. - Od urodzenia mieszkamy w Bydgoszczy. Nosimy to samo nazwisko. Przecież nie jesteśmy igłą w stogu siana, żeby nie można nas było znaleźć...

PS Imiona bratowej Tadeusza Borowicza i jego sąsiadki są zmienione.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski