<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/reszka_jaroslaw.jpg" >Zwykle o tym, gdzie pojawiają się progi zwalniające, decydują opinie ludzi, którzy się ich domagają - tak tłumaczy politykę (przed wyborami wszystko jest polityką, a zawsze jakieś wybory są na horyzoncie) rozmieszczania tzw. leżących policjantów rzeczniczka zarządu dróg miejskich w Bydgoszczy.
Wniosek z tego, że progi trzeba sobie wydeptać, zaś najskuteczniej wydeptuje się przez plecy. Czyje plecy? Oczywiście ważnych person, które zaszczyciły nas sąsiedztwem.
<!** reklama>Pamiętam, że kilkanaście lat temu jedną z pierwszych zaprogowanych do imentu ulic bydgoskich stała się Ujejskiego, w jej górnym biegu. Nie była i nie jest to żadna arteria miasta ani osiedla. A jednak niespodziewanie doczekała się całego plutonu leżących policjantów. Mówiło się wtedy, że za tą mobilizacją kryją się plecy ówczesnego wiceprezydenta miasta i sąsiada z Ujejskiego - Zdzisława Kostkowskiego. Coś w tym musiało być na rzeczy, bo kiedy gwiazda Kostkowskiego zbladła, progi na Ujejskiego zaczęły się rozpadać. Zastanawiam się, kto z VIP-ów mieszka dziś na ulicach z rekordowym nasyceniem leżącymi policjantami. Parę dni temu latający reporterzy „Expressu” wytypowali dwie takie perełki w mieście - Bartłomieja z Bydgoszczy w Fordonie (pięć progów zwalniających na odcinku kilkuset metrów) i Gnieźnieńska na Szwederowie (sześć progów na podobnym dystansie). Ile opinii i ile pleców potrzeba na tyle progów? I czy aby w Fordonie i na Szwederowie bardziej nie przydaliby się chodzący policjanci?
Jestem natomiast pewien, że jakiś VIP musiał opuścić ulicę Widok na Miedzyniu. Jak bydgoscy globtrotterzy wiedzą, Widok dla podążających w stronę centrum kończy się efektownym zjazdem, szczególnie kuszącym ekstremalnych cyklistów. Ja jestem tam w stanie wycisnąć sześćdziesiątkę z okładem, ale jaki tam ze mnie ekstremista. Po jednym z wielu liftingów, które ostatnio przechodził Widok, w środku pysznego zbocza pojawił się próg. Atoli niedługo później, po następnym remoncie, znikł. Nie widzę w tym żadnej logiki. Tak jak nie widzę logiki w obstawianiu progami peryferyjnych ulic w Fordonie i na Szwederowie.
Ciekawa jest także konstrukcja leżących policjantów. W Bydgoszczy i najbliższych okolicach w oko wpadło mi aż pięć rozwiązań tej szykany. W tym takie, które bez specjalnych emocji można przejechać czterdziestką, ale i takie, na których i 20 na godzinę daje wrażenia jak z wesołego miasteczka. Najniebezpieczniejsze wszak wydają się takie progi, które pozwalają ominąć się jednym kołem. Można je na przykład spotkać koło marketu Castoramy. Co drugi kierowca jedzie tam slalomem, by uniknąć podskoku. A kiedy spotka się dwóch slalomistów jadących z naprzeciwka wąską drogą, to... narzędzia z Castoramy mogą być pilnie potrzebne.
Najbardziej zażydzonymi dzielnicami Bydgoszczy są Wyżyny, Kapuściska, Bartodzieje i Fordon. Taki obraz płynie z internetowej strony www.przestrzenmiasta.pl.
Wbrew pozorom, nie jest to strona jakiejś tajemniczej white power czy czystych Aryjczyków, lecz serwis pokazujący rasistowską patologię na murach polskich miast. Bydgoszcz, a zwłaszcza wyżej wymienione dzielnice, ma tam silną reprezentację. Zastanawialiśmy się w redakcji, czy można się w tych bazgrołach, najczęściej malowanych przez kibiców przeciw kibicom, dopatrywać rasizmu, antysemityzmu, nazizmu, czy może tylko krzyczącej głupoty. Mnie osobiście bardziej zaintrygowała wypowiedź Macieja Jedraszki, ogólnopolskiego koordynatora akcji wyłapywania tego typu „twórczości”, który stwierdził: „Wiele z tych haseł istnieje od lat. Wrosły w krajobraz”. Czyli że ludziom mieszkającym w domu z elewacją zapaskudzoną swastyką lub szubienicą z gwiazdą Dawida te obrazki nie przeszkadzają na tyle, by wziąć drabinę i zetrzeć je, zamalować lub złożyć się na fachowca, który usunie bohomaz.
Owszem, jest ryzyko, że ściana zostanie powtórnie zapaskudzona. Ja bym jednak wolał zaryzykować niż żyć latami w cieniu swastyki czy szubienicy.