Pan prezes wystąpił w programie przedziwnym, ni to kabarecie, ni to reklamówce „Sylwestra Marzeń”, co to w Zakopanem znów pokaże nam, że wszyscy Polacy to jedna rodzina. Prezes mówił długo i – jak sam rzekł - bez fałszywej skromności. Mówił pięknie, jak ten pan Sumiński w „Zwierzyńcu”, co to osobiście każde zwierzątko zdybał. Prezes też osobiście - choć ze wsparciem żony Joanny - wszystko wymyślił, sukces osiągnął i różne okazje wykorzystał tak, że szacun. I pięknie jest, że trafił nam się taki showman, bo zwykle lud nie ma pojęcia, jak taki prezes telewizora w ogóle wygląda, a tu proszę, niespełniona gwiazda. I może jakby tak panu Kurskiemu dać jakiś program z gawędami, to przestałby się nad tymi „Wiadomościami” tak pochylać?
W każdym razie pan prezes stwierdził też coś w tym stylu, że na sylwestrze marzeń Polaków-szaraków, muzyczne gatunki będą różne. Stropiło mnie to srodze, bo prezesa oklaskiwały w studiu gwiazdy disco-polo stare i młode. No, był też dyżurny pan z Kombi i pani Maryla, która opowiedziała nawet żarcik bardzo śmieszny, że chyba zbliża się sylwester w Zakopanem, bo rozmrażają Rodowicz. Ale potem śpiewał już pan z „Boysów”, a kicało wokół niego panów trzech, czym przebili prezesa, bo ten występował tylko z dwoma.
A ja zacząłem sobie dumać o telewizji publicznej, tym razem nie w kontekście nawalanki naszej codziennej, ale w ujęciu szerszym, kulturowym nawet. Bo publiczna TV – jeśli odkleimy od niej całą polityczność – to największa i najbogatsza w Polsce instytucja kultury. Instytucja wciąż - mimo internetów - mająca megawpływ na gusta i guściki ludu oraz jego wiarę szczerą, co jest OK, a co niekoniecznie. I haracz zwany abonamentem ściągany jest na TVP też po to, żeby nie bała się ona nazywać badziewia badziewiem, a kiczu kiczem.
Że to banał? Tak, banał. Że show prezesa przypominał jak nic politykę schlebiania suwerenowi? Przypominał. Ale trzeba o tym gadać, gadać i gadać. I nie chodzi o to, żeby w sylwestra czytać ludowi ze sceny dzieła zebrane pani Tokarczuk. I nie o to, żeby jakieś gatunki z publicznego obiegu wycinać. Ale nie uświęcajmy kiczu jako narodowego bożka Polaków. Szczególnie, że kończy się napęd 500+ i innych cudów, więc coraz więcej pary będzie szło w igrzyska. A potem trzeba to będzie odkręcać przez dekady.
