Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Premiera tygodnia: "Wszyscy święci New Jersey", czyli rodzina Soprano wiecznie żywa [recenzja]

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
Jest tyle różnych dróg przez życie, że człowiek ma prawo wybrać źle – śpiewał dawno temu klasyk Staszewski. I niewiele się od tamtej pory zmieniło. Nie zmieniły się też dyskusje o tym, dlaczego te, a nie inne drogi wybieramy, i dlaczego jedni zostają policjantami, a drudzy złodziejami. Bo przecież tak naprawdę wybierają za nas geny, wychowanie, z rzadka przypadek... I dajmy na to dla chłopaka, dorastającego sobie w mafijnej rodzinie, wybór drogi życiowej jest jednak mocno zdeterminowany. Choć oczywiście cuda się zdarzają.

„Wszyscy święci New Jersey” to produkcja dziwna, a nawet przedziwna. Niby to normalny miks ballady o dorastaniu – w tym przypadku młodziutkiego Tony’ego Soprano - z nostalgicznym portretem włoskich macho-gangusów przełomu lat 60. i 70. Tyle, że film podczepiony jest pod jeden z najsłynniejszych seriali wszechświata, czyli „Rodzinę Soprano” – bo to coś w rodzaju prequela całej opowieści. I jak mniemam, produkcja ta oparta jest w dużej mierze na serialowych kodach, czyli znanych fanom postaciach, miejscach i zależnościach. Ja zaś tych kodów nie czytam wcale, a wcale. Bo serialu nie oglądałem.

Tak więc mamy tu świat włoskiej rodziny bardzo przestępczej, w której tradycja miesza się już z amerykańskością. Pełno tu w każdym razie śmieszno-strasznych postaci i groteskowo-wzruszających relacji. Młody Tony Soprano to jeszcze dzieciak, ale ponieważ tatuś ciągle mu znika w więzieniu, jego życiowym guru zostaje wuj Dickie Moltisanti. Człowiek potargany wewnętrznie, jeden z tych, co chciałby świat poprawiać, a ciągle go psuje. No i pewnego dnia tatuś Dickiego - głowa rodu – przywozi sobie z Włoch żonę młodą i budzącą emocje niezdrowe.

Cóż, jako że o rozwijaniu serialowych kodów nie wiem nic, domyślać się więc tylko mogę, że połowa atrakcji śmignęła mi koło nosa. No a połowa druga? Najpierw to, co zgrzyta... Po pierwsze nie wiadomo, czy to opowieść o Tonym - czyli tym momencie w życiu, kiedy wybieramy sobie dorosłość – czy o Dickiem, czyli zmaganiach dobra ze złem w głowie pana dojrzałego. A to sprawia, że ani na jednym, ani na drugim nie sposób się skupić. Po drugie - mamy tu malownicze bandycko-prorodzinne relacje, ale nie przebijające nijak masy innych produkcji o mafii. Po trzecie – dokładnie to samo jest z całą psychoanalityczną wkładką, czyli balladą o kompleksach. Typowość aż trzeszczy. Po czwarte mam wrażenie, że wszystko tu za bardzo galopuje – i zabawne, ale aż chciałoby się rozłożyć to na kolejny serial.

A co na plus? Parę postaci uroczo odmalowano, parę z nich niesie ze sobą nieco refleksji - jak choćby o tym, ile jadu może w sobie zgromadzić człowieczek, latami lekceważony i hodujący w sobie pretensje. Jeden motyw – emancypacji Afroamerykanów – początkowo wydaje się dolepiony dla ubarwienia epoki, ale potem nabiera mocy. No i scenografia... Kocham ten hollywoodzki rozmach, pozwalający nam się zanurzyć w epoce, bez poczucia, że to po taniości… No i sumie to jedno po „Wszystkich świętych New Jersey” mnie czeka. Na pewno obejrzę serial o rodzinie Soprano.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Premiera tygodnia: "Wszyscy święci New Jersey", czyli rodzina Soprano wiecznie żywa [recenzja] - Nowości Dziennik Toruński