https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Polska ballada o pałce i nożu

Jacek Kiełpiński
Śpisz u siebie. Środek nocy. Nagle huk wyważanych drzwi, krzyki! Wpada mężczyzna w dresach. Z metalową rurką w ręku. Uderza cię raz, chce powtórzyć! Co robisz?

Śpisz u siebie. Środek nocy. Nagle huk wyważanych drzwi, krzyki! Wpada mężczyzna w dresach. Z metalową rurką w ręku. Uderza cię raz, chce powtórzyć! Co robisz?

<!** Image 2 align=left alt="Image 7379" >Czas na odpowiedź na to pytanie już minęła. Bo to nie amerykański film, w którym główny bohater zawsze zdąży wyjąć spod poduszki rewolwer. To życie. A Golub-Dobrzyń to nie przedmieścia Bostonu. Wiesław Kiejnowski zdążył chwycić to, co miał pod ręką. Czyli nóż. A teraz odsiaduje długi wyrok.

Miał pracować w Euro-Disneylandzie pod Paryżem. Wpadł na chwilę do Polski pożegnać się ze znajomymi i rodziną.

- Wypiłem jakieś pięć, sześć piw. To był normalny wieczór - wspomina. Rozmawiamy w Zakładzie Karnym Potulice. Po dziesięciu miesiącach odsiadki więzień Kiejnowski zdążył się przyzwyczaić do życia za kratami. Jednak nie pomogło mu to zrozumieć polskiego prawa.

- Tamtego wieczora wpadło do mnie kilka osób. Nożem dzieliłem zakupione wcześniej bułki i kiełbasę. Goście wyszli, gdy skończył się alkohol i zostałem w towarzystwie kolegi. Przysnęliśmy przed telewizorem.

Zaczęło się od komórki

W tym samym czasie jeden z mężczyzn, który także odwiedził dom Kiejnowskiego przy ul. Szkolnej, stwierdził, że nie ma telefonu komórkowego. Jak sam potem przyznał w sądzie, nie bardzo wiedział, co się z owym telefonem stało. Mógł mu wypaść w mieszkaniu niedawno poznanego Wieśka, o którym zresztą wyrażał się bardzo pozytywnie.

<!** Image 3 align=right alt="Image 7380" >Tak się złożyło, że te rozważania zmęczonego alkoholem kolegi słyszał Paweł Matyjasik, związany z siostrą właściciela zaginionego telefonu, Andżeliką. A jemu dwa razy nie trzeba było powtarzać - wraz z Andżeliką i jej siostrą Kamilą ruszył na poszukiwanie telefonu.

Wiesław Kiejnowski nie ma wątpliwości, drzwi od domu, w którym zasnął wraz z kolegą, zamknął na klucz, gdy wychodził ostatni z gości. Nie powstrzymało to jednak Pawła Matyjasika.

Był jak w transie

- Wziął je z kopa. Musiał kilka razy uderzać, bo zostawił wiele śladów. Wpadł jak bomba. Zapalił światło. Darł się. Uderzył mnie metalową pałką w udo, zamachnął się drugi raz - wspomina Wiesław Kiejnowski. - Pytałem: O co chodzi? Ale on bełkotał, był jak w transie. Paraliżował mnie strach, ciągle siedziałem skulony. Gdy zrozumiałem, że teraz uderzy w głowę, nie miałem wyjścia. Chwyciłem nóż i uderzyłem go takim okrężnym ruchem, w bok pleców. Chyba jednak nie zrobiło to na nim wrażenia. Na szczęście kolega wyrwał mu od tyłu rurkę. I razem rzuciliśmy się na niego.

Trzej młodzi mężczyźni wpadli na meblościankę. Brzęk szkła, sypiące się wióry. W trakcie szamotaniny Wiesław Kiejnowski nóż trzymał cały czas w ręku.

- Napastnika nie mogliśmy opanować. Być może w tym momencie mój nóż znalazł się koło jego brzucha - osadzony Kiejnowski wraca do tamtych sekund codziennie. - Po krótkiej walce facet się wyrwał i cała trójka wybiegła z mojego mieszkania. W życiu bym nie przypuszczał, że napastnik ma jakieś poważne obrażenia.

Paweł Matyjasik trafił do szpitala. Rana kłuta brzucha wymagała operacji. Policja natychmiast trafiła do domku przy Szkolnej. Zatrzymano obu młodych mężczyzna, którzy nie ochłonęli jeszcze po nocnym ataku. Był 29 grudnia 2004 roku, po czwartej w nocy. W tym momencie Wiesław Kiejnowski stracił wolność. Zamiast Francji czekał go najpierw areszt śledczy w Chełmnie, potem ZK Potulice. Jego świat runął.

W szpitalu podczas przeszukania ubrania Pawła Matyjasika z kieszeni kurtki wypadła mała foliowa torebka z amfetaminą. Trudno nie skojarzyć tych faktów: wyważenie drzwi, czterdziestocentymetrowa metalowa rurka w garści, amfetamina. Wszystko pasuje!

Sąd widzi inaczej

Jednak w sądzie wyglądało to zupełnie inaczej. Dziś młodszy inspektor Marek Wiśniewski, zastępca komendanta powiatowego policji z Golubia-Dobrzynia, nie wie dlaczego sąd kilku szczegółów nie wziął pod uwagę. W uzasadnieniu wyroku zbagatelizowano fakt, że zamek od drzwi był wyrwany, a o narkotykach u Matyjasika nawet nie wspomniano.

<!** Image 4 align=left alt="Image 7381" >- Nasze wszystkie protokoły przekazaliśmy do akt - zapewnia młodszy inspektor Wiśniewski. - A wyroków sądu nie zwykłem komentować.

Dopiero teraz rodzina Wiesława Kiejnowskiego dociera do kopii najważniejszych dokumentów. Do protokołu oględzin mieszkania, w którym doszło do bójki, gdzie policjanci szczegółowo opisali wyrwany zamek typu „Gerda” i ślady zabrudzeń na drzwiach. Jeszcze ciekawsze jest jednak jednostronicowe postanowienie o wyłączeniu do oddzielnego prowadzenia materiałów dotyczących posiadania przez Pawła Matyjasika amfetaminy.

Amfę wyłączono, więc sąd nie skojarzył jej ze sprawą Wiesława Kiejnowskiego! A szkoda, bo amfetamina wiele by tu wyjaśniła.

Uzasadnienie wyroku pierwszej instancji opisuje całe zdarzenie jak bójkę uliczną. Czterdziestocentymetrową metalową rurkę z gumową rękojeścią traktuje jak jakiś niegroźny gadżet. Co innego nóż sprężynowy. Włamanie do domu, potraktowano jak wejście bez zaproszenia. Sąd daje wiarę wyłącznie Pawłowi Matyjasikowi i towarzyszącym mu dziewczynom.

Według tej trójki, wejście do domu Kiejnowskiego poprzedzone było pukaniem w okna. Drzwi były zaś otwarte. Paweł Matyjasik co prawda pałeczkę miał ze sobą, ale nawet jej nie użył. Został zaatakowany przez dwóch napastników i uderzony nożem w brzuch. Gdy był na czworakach i w tej pozycji uciekał, Wiesław Kiejnowski miał go dźgać w plecy nożem. Sąd w to uwierzył i stąd surowy wymiar kary. Wyższa instancja, toruński Sąd Okręgowy, zauważył, że doszło w tym przypadku do obrony koniecznej. Tyle że, zdaniem sądu, przekroczonej. Sąd zmienił kwalifikację czynu, ale karę utrzymał.

Znów ruch z rurą

Paweł Matyjasik po czterech dniach po tamtym zdarzeniu pojawił się na mieście. Z nieodłączną rurką w garści.

- Od kilku osób słyszałem, że odgraża się. Wiesiek siedzi, więc ten furiat chce się zemścić na mnie - Jerzy Kiejnowski, ojciec Wiesława, nie ma wątpliwości, że obawiać się jest czego. - Spytajcie kogo chcecie: łazi z pałą, a ludzie schodzą mu z drogi.

Nie zeszła, bo nie zdążyła, Iwona Bieńkowska ze Starego Rynku. W połowie września całą jej rodzinę obudził dźwięk tłuczonych szyb i walenie w drzwi.

- Wyskoczyłam na korytarz zobaczyć, co się dzieje. A tam było czterech - wspomina. - Pałką walnął mnie przez plecy Matyjasik.

Kobieta pokazuje lakoniczne orzeczenie lekarskie, na fachową obdukcję jej nie stać.

- To był klasyczny napad, a brał w nim udział Matyjasik - nie ma wątpliwości Bogdan Bieńkowski. - Jednak policja jakby nie chciała widzieć problemu.

Komenda powiatowa przyznaje, że do zdarzenia doszło. Jednak zajście odnotowane zostało jako uszkodzenie mienia.

Policja przyznaje, że w zajściu uczestniczył Paweł Matyjasik. Skierowany został odpowiedni wniosek do sądu grodzkiego.

Oko w oko

Kim jest Paweł Matyjasik? Większość naszych informatorów zna to nazwisko.

<!** Image 5 align=right alt="Image 7382" >- Jak znajdziecie się na jego podwórku, powoli wchodźcie po schodach i z daleka wołajcie, że idziecie. Trzymajcie dystans, może zdążycie prysnąć - poradzono nam życzliwie.

Potraktowaliśmy to poważnie. Z podwórka metalowe schody wiodą w górę. Firanka delikatnie się porusza. Pojawia się Andżelika.

- Jego nie ma. Odpracowuje coś. Przyjdźcie za pół godziny. Przyprowadzę go - obiecuje.

Choć dziewczyna nigdzie nie wychodzi, po pół godzinie Paweł Matyjasik jest jednak gotowy nas przyjąć. Dlaczego? Bo jest przecież ofiarą nożownika!

Chętnie pokazuje wytatuowane ciało. I ranę na brzuchu, którą trzeba było operować. Stąd długa szrama - jedenaście szwów.

- Dwa ślady po ukłuciach mam też na plecach. Jedno o tam, na końcu ogona smoka - zarzuca głową. - Buchli we mnie we dwóch, jeden mnie dźgnął.

Paweł Matyjasik nie przeczy, że z metalową pałką się nie rozstaje. - Nasze miasto nie jest bezpieczne - podkreśla. - Nawet jak wychodzę po papierosy, biorę pałę.

Pobłażliwie macha ręką, gdy pytamy o amfetaminę znalezioną przy nim po zajściu na Szkolnej. - Co tam było!? Jakieś resztki - 0,036 grama. Odrobiłem za to 80 godzin.

Po chwili reflektuje się i gorąco zaprzecza, by amfa należała do niego. - Pewnie mi wcisnęli podczas tamtej szamotaniny...

Zaprzecza też stanowczo, by bił Iwonę Bieńkowską: - A po co bym to robił?

Nie ma wątpliwości, że prawo jest po jego stronie. Już za kilka dni będzie miało okazję się wykazać. Zbliża się bowiem termin pierwszej z rozpraw o odszkodowanie, o jakie w jego imieniu występuje prokurator.

- Od tego drugiego chcę 3000 złotych, a od nożownika 5000. I dostanę! - Paweł Matyjasik nie ma wątpliwości. - Wiem, że jak siedzą, to nie zapłacą. Niech skarb państwa płaci, a oni odrabiają. Mnie to już nie obchodzi.

Wiesław Kiejnowski o zadośćuczynieniu, które ma zapłacić, nie wie. Nikt mu nie powiedział, że jest taki pozew i niebawem sąd będzie się tym zajmował. Ale analizując to, co się stało, nic go już chyba nie zdziwi.

Żałuję, nie żałuję

- Żałuję kilku rzeczy - podkreśla. - Tego, że piłem z człowiekiem, który, jak się potem okazało, rzeczywiście znalazł tamten telefon i chciał go sprzedać. Przyznał się policjantom, a mi nawet o tym nie wspomniał. Żałuję też, że przyjąłem w prezencie od brata nóż automatyczny, który teraz w aktach funkcjonuje jako sprężynowy. Bo gdybym się bronił kuchennym, lepiej by to brzmiało. Zaś nie żałuję, że się w ogóle broniłem. Bo tylko dzięki temu żyję! Jak stąd wyjdę - wyjeżdżam z kraju. Jakby co, wolę bronić swego życia we Francji.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski