https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Przerwana lekcja malarstwa

Podobno ludzie tracący nagle wzrok wpadają w ciemność. Karolina ujrzała jasność. Przez cztery godziny szok nie pozwolił jej wstać z łóżka. Był kwietniowy ranek w internacie liceum plastycznego. - Mamo, przyjedź szybko...

Podobno ludzie tracący nagle wzrok wpadają w ciemność. Karolina ujrzała jasność. Przez cztery godziny szok nie pozwolił jej wstać z łóżka. Był kwietniowy ranek w internacie liceum plastycznego. - Mamo, przyjedź szybko...

<!** Image 2 align=right alt="Image 126680" sub="Karolina i jej mama, Urszula, razem uczą się pisania i czytania brajlem. Chwilowej poprawie widzenia nie można ufać. Być może dziewczynę czeka nauka i matura w systemie szkoły dla niewidomych i niedowidzących... / Fot. Tadeusz Pawłowski">Rylec jest krótki i raczej nieporęczny. Przypomina trochę korkociąg albo raczej uchwyt szuflady zakończony szpikulcem. Zaostrzoną końcówką trzeba przebić sztywny papier, brystol zamknięty w metalowej ramie, podzielonej na okienka.

Jedno okienko to jedna wypukła literka. Punktowy znak w alfabecie ludzi niewidomych. Stuk - stuk, stuk - stuk. Jak w zakładzie stolarskim. Z korytarza słychać delikatne trącanie białych lasek w drzwi i ściany. „Uwaga, schody” - ostrzega przy stopniach nagrany głos. W Ośrodku Rehabilitacji i Szkolenia przy Polskim Związku Niewidomych w Bydgoszczy trwa

lekcja brajla.

Początkującej uczennicy cierpnie ręka, drętwieją palce. - Źle łapiesz, to przecież nie długopis, chwyć rylec porządnie, bo zrobią ci się odciski - pouczają się nawzajem koledzy z grupy. Nauczyciel życzliwie spogląda na kłopoty początkujących. - Byli tu tacy, którzy zamiast rąk używali czoła do wtłaczania rylcem punktów... Grupa reaguje śmiechem.

<!** reklama>Nie wszyscy słuchacze są niewidomi. Kilkoro ma poważne wady wzroku, część przyszła, bo w przyszłości spodziewa się najgorszego u siebie albo u bliskich. Z tego właśnie powodu jest tu Karolina Zigowska, 17-latka. Pewnego kwietniowego poranka jej oczy przestały oglądać świat. Razem z nią brajla oswaja mama, Urszula. Obie bardzo się zawzięły. Mówią, że

choroba ich nie złamie.

Karolina jest bardzo waleczna. Teraz, już po ustąpieniu najcięższego rzutu choroby - zlepnego zapalenia pajęczynówki okolicy skrzyżowania nerwów wzrokowych (arachnitis optochiasmatica), dziewczyna widzi jedynie to, co jest bezpośrednio przed nią. Nie wie, co się dzieje z prawej i z lewej strony. Oby się nie pogorszyło...

Jeszcze do czerwca była uczennicą bydgoskiego liceum plastycznego. Choroba może stać się powodem skreślenia jej z listy uczniów... Dobrze, że wzrok częściowo wrócił. Niedwracalna utrata widzenia (czego nie można w tej chorobie wykluczyć) zniweczy plany, zabije pasję. Mama zamierza zrobić wszystko, by pomóc córce w realizacji marzeń. Bo Karolina uparła się: - Malarstwa nie porzucę i koniec.

Że coś jest nie tak, wiadomo było już pod koniec października zeszłego roku. Kłopoty ze wzrokiem rodzina tłumaczyła wtedy przepracowaniem, zmęczeniem. Miały pomóc okulary. Nie poszło tak łatwo. W lutym tego roku Karolina trafiła do szpitala. Po badaniach określających pole widzenia okazało się, że wcale nie chodzi o przemęczenie.

Mama wyciąga z teczki plik wyników. - Te jasne plamki na czarnych okręgach... Jest ich niewiele, prawda? Tyle właśnie widziała moja córka. Kolor czarny oznacza ograniczenie widzenia. Zlepne zapalenie pajęczynówki może być efektem wcześniejszego zapalenia mózgu, opon mózgowych. To powikłanie neurologiczne. Podobno w regionie było zaledwie kilka takich przypadków. Lekarze postanowili, że trzeba włączyć sterydy.

Karolina się uśmiecha: - Dostałam ich tyle, że jedna lekarka aż się za głowę złapała - wspomina. - Już więcej nie można było mi podać. Pomogło na tyle, że całkowita ślepota ustąpiła, wierzę, że na zawsze. Obecnie widzę tylko to, co jest przede mną. Mogę się uczyć i malować. Od sterydów przytyłam około 10 kilogramów. No i przed kuracją miałam ciemne włosy - brązowe, lekko kasztanowe. A teraz jestem blondynką...

Wspomina dzień, w którym choroba osiągnęła swoje apogeum: - Obudziłam się i nic...Biel przed oczami. Strach i stres całkowicie mnie sparaliżowały. Przez jakieś cztery godziny nie byłam w stanie podnieść się z łóżka. Bo co robić w takiej sytuacji? Jak się zachować? Zadzwoniłam do domu: „Mamo, przyjedź...”

Nerwy pani Urszuli były w strzępach: - Mieszkamy w Świeciu, 50 kilometrów od Bydgoszczy - mówi kobieta. - W tym samym czasie moja mama miała problemy z krążeniem. No i za co się złapać?! Teraz najważniejsze jest, aby, oprócz leczenia, zapewnić Karolinie edukację, aby spełniło się jej marzenie. Bo sztuka jest dla niej najważniejsza. Ważniejsza chyba niż matura.

Gdu choroba dopadła dziewczynę, ta co najmniej kilka razy zbierała się do upchnięcia sztalug gdzieś w piwnicy. Palety i pędzle dosłownie latały po całym pokoju. Ostatecznie zostały na miejscu.

W domu u państwa Zigowskich jest wiele płócien, grafik czy rysunków. Nas urzekła zamyślona kobieta z rudymi włosami. To batik, czyli farba i wosk na tkaninie. Z innego obrazu patrzy mężczyzna w kapeluszu. Artystka skopiowała tę ciekawą twarz ze zdjęcia.

Karolina otrzymała dużo nagród, dyplomów

za wybitne osiągnięcia

artystyczne. Jej twórczość jest na tyle obiecująca, że nie musiała zdawać egzaminu praktycznego do średniej szkoły plastycznej w Bydgoszczy. Prace zdały ten egzamin za nią. Start satysfakcjonujący, ale im bardziej rozwijała się choroba, tym więcej zdarzało się nieobecności, tym gorsze oceny w dzienniku...

- Prawie trzy miesiące nie chodziłam do szkoły, ale starałam się jakoś sobie radzić. Nie mam do nikogo pretensji - zapewnia Karolina. - Przeciwnie. Dziękuję wszystkim za wyrozumiałość i wsparcie. Ukończyłam pierwszą klasę. Drugiej już chyba nie rozpocznę w „plastyku”. I dlatego jestem

zrozpaczona.

Chciałabym tam wrócić. Przecież w razie kolejnego pogorszenia widzenia odejdę... Mogę uczyć się w liceum w Świeciu. Tamtejsza dyrekcja obiecała uruchomić dla mnie indywidualny tok nauczania. Czy w Bydgoszczy jest to możliwe?

Marzy o akademii sztuk pięknych i wie, że bez solidnego przygotowania w profilowanym liceum może nie przejść sita egzaminacyjnego na wyższą uczelnię artystyczną.

Dyrekcja z „plastyka” bezradnie rozkłada ręce. Tłumaczy, że najważniejsza jest matura, do której być może konieczne będzie przygotowanie w szkole dla niewidomych i niedowidzących. Karolina i jej mama taki scenariusz też rozważają, przygotowują się na to, co im przyniesie los. Stąd przyspieszony kurs brajla, lekcje szycia, robienia kanapek w warunkach niedowidzenia, itp. Żadnego załamywania rąk. No, prawie żadnego. Bo jednak łza kręci się w oku na widok ukochanego „plastyka”...

Karolina nie przestała malować nawet w krytycznym momencie. Jeden z obrazów dokończyła po omacku...

Zobacz galerię: Przerwana lekcja malarstwa

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski