Akcję doskonale przygotowano. Organizatorzy zgłosili zgromadzenie publiczne u władz, a o trasie przejazdu powiadomiono policję. Wczoraj około godziny 13 na węźle w Stryszku zaczęły pojawiać się pierwsze tiry. - Mamy zgłoszenie o 108 pojazdach - mówił mężczyzna w fosforyzującej kamizelce.
Zobacz galerię: Protest przewozników w Bydgoszczy. Ponad sto tirów blokowało miasto
[break]
Ciężarówki obchodził człowiek z „materiałami propagandowymi”. Za szybami tirów zaczęły pojawiać się duże plakietki z napisem „Protest”. Między pojazdami krzątali się policjanci z drogówki.
- Proszę pamiętać o jednym: jedziecie dwoma pasami, ale na sygnał policjanta zjeżdżacie na prawo. Chodzi o przejazd dla pojazdów uprzywilejowanych - tak naczelnik Wydziału Ruchu Drogowego KMP w Bydgoszczy, podinsp. Radosław Karaban, napominał Adama Jędrycha, szefa kujawsko-pomorskiego oddziału Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce.
- Protest jest ogólnopolski. Chcemy sprzeciwić się podwyższaniu kosztów pracy kierowców na terenie Niemiec (od 1 stycznia zagranicznych przewoźników obowiązuje nowa płaca minimalna - 8,50 euro za godzinę). Oczekujemy pomocy od rządu - mówi Jędrych.
Wkrótce dołączył do niego Dionizy Woźny, prezes Kujawsko-Pomorskiego Stowarzyszenia Przewoźników Międzynarodowych. Pojawił się też poseł Piotr Król (PiS). - Moja obecność tutaj to wyraz solidarności członka Sejmowej Komisji Infrastruktury. Wprowadzenie nowej płacy minimalnej ma na celu wyeliminowanie z rynku niemieckiego, a wkrótce francuskiego, polskich przewoźników - mówił poseł Król.
A sami kierowcy? - Nie stać nas na utrzymanie kierowcy po 8,50 euro za godzinę. Dlaczego Niemcy komuś to narzucają, a sami tego nie płacą? Bo nie płacą, są kierowcy w Niemczech, którzy mają 5 euro na godzinę. Nie jesteśmy jedynym państwem, które się na to nie zgadza. Polska jest jednym z 13 takich krajów - mówi Janusz Wiśniewski z firmy transportowej z Mąkowarska.
Nie wszyscy uczestnicy wczorajszego protestu utożsamiali się z nim. - Jestem jak żołnierz. Dostałem rozkaz od szefa, żeby przyjechać, to przyjechałem. Pewnie, że wolałbym w tym czasie pracować, czyli zarabiać, ale co miałem zrobić, odmówić? - zawiesił głos kierowca z Radziejowa. Jego kolega, który przyjechał z Dobrego, stwierdził: - Gdybym wierzył, że to polepszy mój los, to przyjechałbym tu z własnej, nieprzymuszonej woli...
Około godziny 14 kawalkada ruszyła powoli na północ, wzbudzając wściekłość innych kierowców.
- Powinni utrudniać życie tym, którzy odpowiadają za złe decyzje, a nie Bogu ducha winnym ludziom, którzy też pracują - mówił pan Michał, stojący w korku przed rondem Toruńskim.