Niby byliśmy właścicielami kawałka ziemi, gospodarowaliśmy na nim, nierzadko sami tam sadziliśmy drzewka, a potem stawaliśmy się ofiarami własnej pasji - gdy chcieliśmy w majestacie prawa pozbyć się naszego drzewa, które z czasem stało się naszym utrapieniem.
Teraz właściciel ziemi ma zdecydowanie większe pole manewru. Potężnego drzewa wprawdzie nadal łatwo się nie pozbędzie, ale przyjęte w nowych przepisach maksymalne średnice pni drzew, które mogą być wycięte, są znaczne. Metr średnicy pnia to w wypadku kasztanowca znak, że mówimy o sporym drzewie, podobnie jak pół metra w wypadku sosny. Obawiam się, że może to nie sprzyjać ochronie przyrody.
Najbardziej zaś dziwi mnie fakt, że spod nowego prawa wyjęci są działkowcy z rodzinnych ogrodów działkowych. Choć są to zwykle fanatycy zieleni, to jako że nie są właścicielami uprawianej ziemi, nie mogą na niej decydować o wycince drzew.