[break]
W 1987 roku Harald Matuszewski, obecnie przewodniczący Rady OPZZ Województwa Kujawskiego-Pomorskiego, był szefem organizacji zakładowej w ówczesnym Wojewódzkim Przedsiębiorstwie Komunikacyjnym w Bydgoszczy.
- Strajk miał podłoże ekonomiczne, nie zgłaszaliśmy żadnych postulatów politycznych, chociaż, oczywiście, władze usiłowały go upolitycznić, a nas zastraszyć - wspomina. Pracownikom chodziło o podwyżkę płac i poprawę warunków pracy. Kierowcy jeździli wtedy po 350 godzin miesięcznie. Było naprawdę ciężko - opowiada Harald Matuszewski.
Protest załogi bydgoskiego WPK w czerwcu 1987 roku był pierwszym w Polsce po stanie wojennym.
- Pamiętam, że zadzwonił do nas Lech Wałęsa i miał pretensje, że zorganizowaliśmy ten strajk. Oni planowali protesty bodajże w sierpniu i stwierdził, że popsuliśmy mu taktykę - mówi Harald Matuszewski.
Jak wspomina, mimo cenzury, strajk był szeroko komentowany na łamach bydgoskich gazet i radiowej antenie, pojawili się nawet korespondenci z mediów zagranicznych.
- Mimo że usiłowano nas zastraszyć, nie ugięliśmy się i wygraliśmy. Strajk trwał do momentu, aż zostały spełnione nasze postulaty. Płace pracowników zostały podniesione. Ten protest miał społeczną akceptację, ludzie nas popierali. Przyłączyły się do nas wówczas Chojnice i Inowrocław. Nikt za udział w strajku nie został ukarany, nikt nie stracił pracy. Byłem szantażowany, ale nie było podstaw, aby mnie ukarać - opowiada przewodniczący.
Pamięta natomiast, że burza wybuchła w komitetach partii. Ze stanowiskami musiało się pożegnać kilku sekretarzy. Pracownicy zakładów komunikacyjnych w Bydgoszczy ponownie zaprotestowali w 1988 r. - Ten strajk nie miał jednak akceptacji społecznej i został zorganizowany poza związkami zawodowymi. Szybko się wszystko uciszyło - wspomina nasz rozmówca.
Potem już były sierpniowe strajki w 1989 r., które doprowadziły do zmian społeczno-politycznych w Polsce. Załogi zakładów komunikacyjnych, jak twierdzi Harald Matuszewski, często były wykorzystywane podczas strajków instrumentalnie. - Wystarczy zatrzymać tramwaj na rondzie i dwa autobusy na trasie i już można zablokować miasto - mówi. W jego ocenie, przyczyną obecnego protestu pracowników Miejskich Zakładów Komunikacyjnych jest arogancja władz Bydgoszczy. - To nie wina załogi ani związków zawodowych. PO nie wyciągnęła wniosków z wyborów.