30 mln zł odszkodowania domaga się od skarbu państwa bydgoszczanin Zdzisław Nowak. Zanim sprawa trafiła do sądu okręgowego, rozpatrywał ją prokurator generalny. Optował za przedawnieniem.
<!** Image 3 align=right alt="Image 149795" sub="Zdzisław Nowak uważa, że podczas pobytu w areszcie stracił miliony. Fot. Archiwum ">Wysokość roszczenia szokuje, historia Nowaka też.
- Gdy trafiłem do aresztu, rozgrabiono mój cały majątek - twierdzi. O grabież oskarża znajomych, z którymi robił interesy i wpływowe osoby, które im pomagały. - Doprowadzono mnie do kompletnej ruiny - mówi. Winą obarcza sąd. - „Sąd ma obowiązek przedsięwziąć czynności niezbędne do ochrony mienia i mieszkania tymczasowo aresztowanego i o poczynionych wystąpieniach oraz wydanych zarządzeniach go powiadomić” - cytuje art. 262 k.p.k.
- Nikt mnie o niczym nie powiadomił - twierdzi Nowak. - Nawet o licytacji mojego majątku, gdy siedziałem w areszcie. Sprzedano go za bezcen, tuż przed moim zwolnieniem - zaznacza. Ma powód do irytacji.
Działkę o powierchnii ponad 2200 metrów kwadratowych w centrum Bydgoszczy (przy ul. Stawowej) z domem mieszkalnym i gospodarczym oraz ponad 20 garażami biegły wycenił na... 73 tys. zł, a komornik sprzedał za 120 tys. zł. Teraz nabywca wystawia ją na sprzedaż (w agencji nieruchomości) za... 1 540 000 zł. W ofercie tak ją reklamuje: „Działka 2200 mkw. w samym centrum Błonia, z warunkami zabudowy pod budownictwo trzykondygnacyjne. Pełne uzbrojenie. Stały dochód z dwudziestu kilku garaży”.
To tylko część majątku, który Zdzisław Nowak stracił. Podobno, bo nie na wszystko ma dowody.
<!** reklama>- Byłem człowiekiem samotnym, nie spodziewałem się, że ograbi mnie nawet przyjaciel - mówi i wymienia utracony dobytek: 10 samochodów, dwie przyczepy campingowe, dwa rasowe konie, pieniądze, ważne dokumenty.
Skąd miał taki majątek?
- Handlowałem autami, inwestowałem w nieruchomości i je sprzedawałem - tłumaczy. Miliony zarobił na... mieniu zabużańskim. - Dawałem w prasie ogłoszenia, że wykupię kwity od tych, którzy zostawili mienie za Bugiem i spodziewają się rekompensaty. Zawierałem z nimi akty notarialne przekazania własności. Mogłem z tymi papierami stawać do licytacji majątku skarbu państwa. Za 20 proc. ich wartości (tyle wynosi rekompensata) można było nabyć w starostwach cenne rzeczy. Chciałem kiedyś kupić za te papiery szpital w Chrzanowie, ale ktoś dał 35 mln zł i mnie przebił - wspomina. Jeden taki akt notarialny ma. - Resztę kwitów mi skradziono - twierdzi i wylicza ich wartość na 1,2 mln zł.
<!** Image 2 align=right alt="Image 149795" sub="Uważa, że zysk mógłby czerpać, między innymi, z wynajmu garaży (po lewej). Fot. Dariusz Bloch">W poczet strat zalicza dochody z wynajmu garaży. - Przez 30 lat zarobiłbym na nich kilka milionów - oblicza. Dolicza do tego karne odsetki od kredytów, których nie mógł spłacić, bo zlicytowano mu wszystko, co miał. Żąda też 4 mln zł za straty moralne. Do realnych strat dolicza odsetki (od wyjścia z aresztu). Nie siedział tam za niewinność. Był w grupie tych, których kilka lat temu oskarżono o wyprowadzenie z Banku Przemysłowo-Handlowego 8,5 mln zł. Kulisy tego skoku opisaliśmy w lipcu 2008 w publikacji:
„O Alibabie i 67 rozbójnikach”. O zorganizowanie skoku na „Złoty Sezam” BPH prokuratura oskarżyła Tadeusza D. - doradcę klienta w bydgoskim oddziale tego banku. Konta dla bogaczy (Private Banking i Złoty Sezam) oferował biednym. Przyjmował od nich lewe zaświadczenia o zatrudnieniu i zarobkach i zakładał im konta z zadłużeniowym limitem rzędu 20-80 tys. zł. Mogli ten kredyt natychmiast uruchomić. W rzeczywistości, wybranymi z ich rachunków pieniędzmi cieszyli się pośrednicy. Przelewali pobrany debet na swoje konta. W prokuraturze tłumaczyli, że były to dobrowolne pożyczki. Tak samo tłumaczył się Nowak. - Te 700 tys. zł przelanych na moje konto traktowałem jak pożyczkę - zeznał.
Proces „rozbójników” jeszcze trwa. Odroczono go, bo jeden z oskarżonych złamał nogę. - Ja zamierzam się poddać dobrowolnej karze. Odsiedziałem rok i nie wierzę, że sąd mnie uniewinni - mówi Nowak.
W ubiegłą środę sąd okręgowy oddalił jego pozew o odszkodowanie za niedopełnienie obowiązku zabezpieczenia jego majątku podczas aresztowania (od stycznia 2005 do stycznia 2006) i straty, jakie z tego tytułu poniósł. Powód: przedawnienie. Nowak się z postanowieniem nie zgadza. - Gdy byłem w areszcie doszły mnie słuchy, że włamano się do mojego domu. Pisałem do prokuratora, by zabezpieczył mój majątek, a on przekazał moje pismo prokuraturze rejonowej jako doniesienie o przestępstwie. Ta po pół roku sprawę umorzyła, a gdy wyszedłem mój majątek był już zlicytowany - wspomina. Zapowiada apelację. - Jak nie doczekam się sprawiedliwości w polskich sądach, poszukam jej w Strasburgu - zapowiada.