Kto uważa, że mistrzów ciętej riposty szukać należy w Sejmie, jest w błędzie. Andrzejkowa sesja Rady Miasta Bydgoszczy, na ambonę wstępuje szef Nitro-Chemu, Tomasz Ptaszyński i wypuszcza zatrutą strzałę w kierunku Robert Marcińczyka, prezesa Chemwiku: - Działania Chemwiku to próba zastraszania nas i zmuszania do pewnych działań. Trochę mniej książek o ojcu chrzestnym, prezesie...”.
Racja, gdyby Mario Puzo miał więcej talentu, to nie męczyłby czytelników sycylijsko-nowojorskimi bajeczkami, tylko opowiedziałby o wojnie, która od roku toczy się nad Wisłą. Ptaszyński występowałby w niej jako capo gangu z fabryki amunicji, Marcińczyk - jako capo gangu, który opanował Oczyszczalnię Kapuściska i stara się wymusić od gangu Nitro-Chem zabójczy - zdaniem capo Ptaszyńskiego - haracz za przyjęcie ścieków do utylizacji.
Capo Marcińczyk z kolei nie dość, że upiera się przy rujnującej Nitro-Chem stawce, to jeszcze posuwa się do ekonomicznego i emocjonalnego szantażu wobec całej społeczności Bydgoszczy. - Jeśli nie spełnimy nowych, drastycznie rosnących od 1 stycznia norm na skład tego, co oczyszczalnia po przerobieniu może skierować do Wisły - zapowiada podczas tej samej sesji capo Marcińczyk - to Urząd Marszałkowski nałoży na nas dużą karę. Chemwik tę karę zapłaci, ale potem przyjdzie po pieniądze do miasta. A miasto wyciągnie je od mieszkańców w postaci podwyżek cen za ścieki...
Capo Ptaszyński nie boi się reketierów ani szantażystów. Nie jest sam i nie jest bezbronny. Podczas środowej sesji strategiczne stanowisko na galerii, górującej nad salą obrad, zajmują jego żołnierze, których głowy i silne torsy wystają znad bojowych transparentów. „Z pustego i Drzewiecki nie naleje! Mniej dostawców ścieków - drożej dla mieszkańców!!” - czytamy na jednym z nich. Wspomniany „Drzewiecki” to capo di tutti capi z wodociągów, którego słuchać się musi capo Marcińczyk i który ma szerokie plecy w samym ratuszu.
Capo Ptaszyński przed bydgoszczanami odgrywa liliję. Na sesji kilka razy podkreśla, że jego ścieki regularnie sprawdza 20 instytucji kontrolnych, z których żadna nie znalazła nic złego. Co innego twierdzi anonim, który dzwoni do naszej redakcji. Radzi przebadać ścieki Nitro-Chemu nie w dzień powszedni, lecz w weekend. Wtedy to rurami mają płynąć najgorsze trucizny.
Nie wiem, skąd anonim wie, co płynie w nitrochemowskich rurach w soboty i niedziele. Być może to tylko czarna propaganda - rzecz naturalna na każdej wojnie. Może jednak warto byłoby wyrwać z bonżurki i kapci któregoś z inspektorów w sobotni poranek i kazać mu tego dnia zajrzeć do rury łączącej fabrykę amunicji z oczyszczalnią? Okazałoby się wtedy, czy rzeczywiście i nic i nigdy nam nie grozi. W wojnie gangów Nitro-Chemu i Chemwikupo jednej stronie na szali leży los rodzin trzystu członków załogi. Po drugiej - los circa 20 tysięcy mieszkańców Kapuścisk i Łęgnowa, którzy już swoje wycierpieli, gdy za sąsiada mieli Zachem.
Nie zapominajmy też o Wiśle, do której trafiają oczyszczone (podczyszczone?) ścieki. Zaledwie parę dni temu głośno było o planach budowy w tym miejscu platformy multimodalnej - potężnego węzła komunikacyjnego, który połączy transport drogowy, kolejowy i rzeczny. Oby ścieki nie zatruły tej inicjatywy.
