Ostrzyłem sobie zębiska na ten film okrutnie. Bo raz, że wreszcie w kinie, a nie przed telewizorkiem, dwa, że Russell Crowe, trzy, że z zapowiedzi wynikało, że “Nieobliczalny” to taki “Upadek” z Michaelem Douglasem, tyle że ćwierć wieku później. W epoce, w której powodów do frustracji raczej nam przybyło, niż ubyło. Choćby za sprawą mediów społecznościowych.
No i co? No i trochę ostrzyłem sobie te zębiska bez sensu. “Nieobliczalny” to żwawo zmajstrowany thriller, trzymający nas nawet w napięciu pewnym, i to mimo dziurawego scenariusza. Ale to by było na tyle. Cała społeczna diagnoza świata wykluczonych i sfrustrowanych, to tak naprawdę stek banałów, mający jedynie zapewnić akcji sensowne tło.
I rzeczywiście aż ciągnie do porównań z “Upadkiem”, w którym frustrat Douglas wędruje przez miasto, a my oglądamy kolejne kręgi piekła zdeklasowanego białego faceta z klasy średniej. Tu mamy parę tropów - jak koniec społecznych hamulców przed wylewającą się z nas frustracją i agresją - ale tylko leciuchno naszkicowanych. Jest też delikatny malunek tej dorosłej już generacji, która trochę z winy świata, ale bardziej z własnej, przekonuje się boleśnie, że będzie miała gorzej niż własni rodzice. A tego nie doświadczył nikt przed nimi.
Tak więc oglądamy historię faceta, który pęka. I kobiety, która staje się celem jego obsesji. On nie ma pracy, bo zwolniono go tuż przed emeryturą i nikt nie chce go zatrudnić. Żona go zdradza, a jej adwokat skubie okrutnie. Kiedy wbija sobie w głowę, że przez całe swoje pracowite życie był tylko wykorzystywanym przez wszystkich frajerem, wybucha. I wtedy pewna pani, też z masą problemów na główce, spiesząca się z synem do szkoły, agresywnie trąbi na niego na skrzyżowaniu. No i wkrótce nasz bohater zrobi wszystko, żeby jej pokazać, co to znaczy naprawdę zły dzień.
Najbardziej boli mnie w tym filmie główny heros. Douglasa w “Upadku” rozumieliśmy doskonale, kiedy zamiast pulchnego burgera z reklamy dostawał zdechłą, płaską bułę, i go nosiło. Bo też przywykliśmy do tego, że żyjemy w świecie, w którym wszyscy nas permanentnie okłamują. Do bohatera “Nieobliczalnego” jako nie sposób się przekonać, bo to płaska figurka z thrillerowej wypożyczalni. Nie pomaga jej otyły niemożebnie Russell Crowe, grający mocno papierowo. I to też boli solidnie.
