Nieodpowiedzialność, bałaganiarstwo i narażanie życia inowrocławian zarzuca władzom w Inowrocławiu Tomasz Markowski. Stos korespondencji wskazuje, że sprawa „utonie” w biurokracji.
<!** Image 2 align=right alt="Image 15811" >„Express” pisał już o tym kilka razy. Po 6 latach administracyjnych przepychanek wskazano wreszcie właściciela tak zwanej kładki pakoskiej. Szkopuł w tym, że wskazane starostwo wcale jej nie chce.
Mogą protestować
Sprawą zajął się także poseł Prawa i Sprawiedliwości, Tomasz Markowski, który napisał w tej sprawie do ministra spraw wewnętrznych i administracji. Odpowiedź jaką otrzymał, to ciąg ustaw, dywagacji proceduralnych oraz prawnych interpretacji, które w żaden sposób nie rozwiązują sytuacji. Ministerstwo wskazuje, że powiat powinien kładką się zająć, ale też sygnalizuje, że ma prawo protestować.
- Do zarządcy drogi, którym w przypadku dróg powiatowych pozostaje zarząd powiatu, należy w szczególności utrzymanie i przeprowadzanie okresowych kontroli stanu, między innymi, drogowych obiektów inżynierskich oraz wprowadzanie ograniczeń lub zamykanie tychże obiektów dla ruchu, gdy występuje bezpośrednie zagrożenie bezpieczeństwa osób lub mienia - pisze sekretarz stanu, Arkadiusz Czartoryski wiceminister spraw wewnętrznych i administracji. Odpowiedź z Warszawy nie rozwiązuje jednak definitywnie sporu.
Polityczne zamieszanie?
Urzędnicy powiatu bagatelizują także ocenę prezydenta Ryszarda Brejzy, który ostrzega, że obiekt w każdej chwili może runąć. Wskazują na dokument, z którego wynika, że obiekt jest bezpieczny jeśli nie jeżdżą po nim pojazdy.
- Powinni scenariusze do filmów katastroficznych pisać - komentuje alarm ratusza sekretarz starostwa, Marian Świątkowski, który ocenia całe zamieszanie jako polityczne.