Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie pal na stosie Dostojewskiego, nie pal się ze wstydu [Kronika bydgoska]

Ewa Czarnowska-Woźniak
Ewa Czarnowska-Woźniak
Rozmiar wsparcia i entuzjazm wolontariuszy odebrały mi mowę, gdy zobaczyłam ich w akcji w myślęcińskim centrum
Rozmiar wsparcia i entuzjazm wolontariuszy odebrały mi mowę, gdy zobaczyłam ich w akcji w myślęcińskim centrum Fot. Tomasz Czachorowski
Kazik, mój znajomy, jest płotką wschodniego rynku handlowego. Prywatnie zaś duszą towarzystwa, zawsze do łez rozbawiającym kolegów z firmy. Kazik w pierwszym dniu wojny 550 kilometrów z Kijowa do polskiej granicy przejechał w 21 godzin. I z dnia na dzień po powrocie ucichł. A przerażające, ściskające gardło historie, relacje, obrazki dopiero miały zacząć docierać do nas na masową skalę. I na tę skalę zaczęliśmy reagować. Także w Bydgoszczy.

W kilkadziesiąt godzin to, czego doświadczył Kazik, to, co tak straumatyzowało silnego przecież mężczyznę, stało się nikłym wydarzeniem wobec gehenny, jakiej doświadczyli Ukraińcy. Mój znajomy mówił, że to koniec świata, jaki znał. Wjechał do Ukrainy w rutynowej sprawie handlowej, wyjechał tylko dzięki poświęceniu swojego ukraińskiego kontrahenta, który mimo braku benzyny na rynku wiózł go setki kilometrów na stosunkowo jeszcze wtedy dostępną granicę. Jak tłumaczył Aleksiej, czuł się odpowiedzialny za bezpieczeństwo polskiego gościa. Co szok Kazika znaczy przy tym wszystkim, co stało się później?...
Szok, jakiego doświadczyliśmy wszyscy i przekuty w ocean pomocy zespół stresu pourazowego. W pierwszej chwili zareagowaliśmy wyśmiewaną czasem emocją - masowym stosowaniem niebiesko-żółtej nakładki na fejsbukowych profilach.

Potem, pod hasłem „ a może byś tak zrobił coś konkretniejszego”, zorganizowaliśmy spontanicznie tysiące wszelkiego rodzaju zbiórek.

Jak to my, Polacy, na romantycznego wariata, bez ładu i składu, ale na niespotykaną dotąd skalę. Każdy chciał coś zrobić. Później w tym pomocowym zrywie krzepliśmy i zaczęliśmy - wraz z rozwojem sytuacji - zachowywać się racjonalniej. Już się dowiedzieliśmy, co konkretnie i dla kogo trzeba zbierać i komu w tym dziele zaufać, by przygiętym do ziemi koszmarem wygnania z kraju lub jego heroiczną obroną nie dokładać bez sensu kilogramów naszego miłosierdzia. Zaczęliśmy się dzielić wnioskami, skrzykiwać do pomocy, która teraz często wymaga fizycznego zaangażowania. I zaczęły się dziać cuda.

To Cię może zainteresować

Rozmiar wsparcia i entuzjazm wolontariuszy odebrały mi mowę, gdy zobaczyłam ich w akcji w myślęcińskim centrum - a to przecież ułamek solidarnościowego działania, dzielenia się tą ludzką solidarnością na nieskończenie wiele sposobów, ponad codziennymi swarami i podziałami. Nagle okazuje się, że prawnicy udzielają porad za darmo, a lekarze nie biorą pieniędzy za leczenie. Ktoś gotuje dla potrzebujących, a ktoś oddaje im swoje mieszkanie. Ktoś pojedzie, ktoś przywiezie...

Lecz zawsze znajdzie się też ktoś, kto z czystej głupoty, bezrozumnej postawy, skrzywdzi złym słowem czy gestem. Spakuje do torby stare, brudne rzeczy albo zapyta na Facebooku, kto będzie sprzątał po Ukraińcach, skoro "to oni sami są od sprzątania".

„Paniska”, których paluchy świerzbią do pisania o Wołyniu i UPA, gdy patrzą w zapłakane twarze kobiet wiele kilometrów niosących swe dzieci na rękach ku obcemu krajowi wybranemu nie z własnej woli. „Mądrale”, którym tekst musi dyktować rosyjska propaganda, bo uczciwy człowiek by na to nie wpadł.

A potem, po pierwszym szoku, myślimy, jak żyć dalej. Czy to normalne, że nasz świat - gdy już wpłacimy na zrzutkę, kupimy bandaże lub ugościmy rodzinę uchodźców - potoczy się normalnie? Czy w nim już na zawsze obejrzenie „Eugeniusza Oniegina” lub lektura „Zbrodni i kary” staną się niemoralne? Czy jeszcze kiedyś wrócimy na stare tory? Bez lęków covidowych (kto dziś przedkłada raporty o liczbie zachorowań nad statystyki wojenne?) i strachów, że Europę XXI wieku znów strawi wojna? Dobrze być w tej bezpiecznej wspólnocie, wcale - jak się okazało - nie wyimaginowanej. Synek Kazika, przedszkolak, płakał przez dwa dni, bo dowiedział się, że tata pojechał do pracy tam, gdzie zabijają dorosłych i dzieci. Firmowe biznesy Kazika legły w gruzach, bo za wschodnią granicą nie handluje się już jego produktami. Może mój znajomy jeszcze kiedyś będzie gadułą i duszą towarzystwa. Na razie mocniej przytula dziecko. Nie wierzył, że to nie jest dane wszystkim ojcom i synom raz na zawsze.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera