Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie ma komu zrywać owoców. Niektórzy sądzą, że to system rozleniwił ludzi

Redakcja
Pracownik sezonowy jest wypatrywany przed sadowników podobnie jak deszcz. Producenci bazują najczęściej na stałej, wypróbowanej ekipieFot.: THINKSTOCK
Pracownik sezonowy jest wypatrywany przed sadowników podobnie jak deszcz. Producenci bazują najczęściej na stałej, wypróbowanej ekipieFot.: THINKSTOCK Fot. Thinkstock
Chociaż sezonowi pracownicy, dostają na rękę niekiedy więcej niż zarabiają na kilogramie towaru jego producenci, to i tak chętnych do współpracy z roku na roku ubywa.

Sławomir Sacharuk jest właścicielem dwunastohektarowego gospodarstwa owocowego w Rogowie (gmina Lubicz). Jest jednym z czterech sadowników w tej okolicy i jak przyznaje, tylko on z grupy kolegów nie ma - jeszcze - problemów z naborem pracowników. - Latem wspiera mnie zwykle młodzież szkolna, jeszcze nie wiem, co będzie jesienią. Jak dotąd radziłem sobie jako tako. Inni bardzo narzekają. Trudno powiedzieć, dlaczego ludzie nie chcą pracować. Może mają za dobrze? Tylko co sadownik ma zrobić?
[break]

Państwo Jan i Stefania Biernaccy zarządzają jedenastohektarowym sadem w Złotnikach Kujawskich, ale czasy świetności gospodarstwa mają już za sobą. Część ziemi już sprzedali, bo spadkobiercy wybrali inna drogę zawodową. Z pracownikami sezonowymi małżonkowie miewali różne doświadczenia.
- Przede wszystkim jabłko się z drzewa zdejmuje, a nie zrywa - poucza pani Stefania. - Byli tacy, którym technika była obojętna, bo chodziło o pieniądze, rwali więc byle jak, na owocach robiły się zasinienia. Nie każdy się nadaje do tej pracy.

Opowiada, jak to co sprytniejsi panowie zrywacze domagali się na dzień dobry zaliczki i jeszcze w tej samej godzinie zamieniali ją na promile. - Praktyczniejsze jest płacenie za godzinę pracy - mówi pani Stefania. - A dlaczego jest coraz mniej chętnych do zrywania? Nie wiem, może stawka godzinowa odstrasza, ale przecież w sadzie zarobić można nawet 10 złotych za godzinę - zastanawia się kobieta. - Czy to mało? Proszę pomyśleć o nas. Niejeden laik powie, że sadownik śpi, a jemu samo rośnie. Nic podobnego. Drzewa trzeba systematycznie przycinać, robić opryski, na przykład po gradzie mąż pędził do sadu opatrywać uszkodzenia, żeby rośliny nie zachorowały. Zimą gospodarze spędzają długie godziny w chłodniach, pakując i sortując owoce, wiosną znowu pryskają, odchwaszczają, a latem...

- Latem zapraszamy całą rodzinę do pomocy w sadzie i na plantacji - mówi inny gospodarz, Waldemar Bałtowski z Grzębów. - Żeby zaspokoić moje potrzeby, a uprawiam 20 hektarów sadu, potrzebowałbym 50 pracowników. Całe szczęście, że mogę jeszcze liczyć na około 20 sumiennych osób, zawsze tych samych, z najbliższej okolicy, inaczej nie wiem, jak wyglądałyby zbiory. Płace nie są złe. Bywa tak, że za kilogram porzeczki dostawałem w skupie 40 groszy, a pracownik sezonowy miał płacone 50 groszy.
Sadownik z Grzębów zastanawia się, jak to możliwe, że nie ma rąk do pracy. - Może chodzi o to, że ludzie dostają pieniądze z gminy i nie muszą już dorabiać? Kto wie, czy system zasiłkowy nie rozleniwił potencjalnych pracowników?

Krystyna Magiera ostatnie pięć lat spędziła na plantacjach i w sadach i jest żywym zaprzeczeniem tezy o rozleniwiającym systemie. - Dorabiałam sobie na bezrobociu zrywając wiśnie, truskawki , jabłka. Owszem, są ludzi zarabiający w ten sposób na alkohol, ale to uczciwa postawa w przeciwieństwie do żebraniny. Stawki nie są złe, ale i robota nie jest lekka. Po ośmiu godzinach w sadzie ręce człowiekowi odpadają, kark sztywnieje, a po truskawkach nie można na nogach ustać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!