https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nerwowy finisz biegu po podpisy

Hanna Walenczykowska
Inicjatorzy referendum nie mogli podawać liczby głosów, agitować i wymuszać. Ich przeciwników takie ograniczenia jednak nie obowiązywały.

Inicjatorzy referendum nie mogli podawać liczby głosów, agitować i wymuszać. Ich przeciwników takie ograniczenia jednak nie obowiązywały.

<!** Image 2 align=right alt="Image 112499" sub="Dziś dowiemy się, czy plan odwołania Konstantego Dombrowicza ma szansę powodzenia. Zwolennicy referendum zbierali podpisy jeszcze w ostatni weekend Fot. Tadeusz Pawłowski">Dziś upływa sześćdziesiąt dni, które inicjatorzy referendum w sprawie odwołania prezydenta Bydgoszczy mieli na zebranie 29 054 podpisów. Taki wymóg obowiązywać będzie także każdą inną grupę, która w ten sposób zechce rozwiązać dowolne kwestie społeczne - na przykład rozstrzygnąć, czy przez centrum miasta może przebiegać autostrada.

- Nie mogliśmy prowadzić kampanii, używać nazwy, nie wolno nam było podawać liczby zebranych podpisów ani agitować ludzi - wylicza Bartosz Truszczyński, rzecznik prasowy inicjatorów zorganizowania referendum. - Mogliśmy tylko informować o tym, że prowadzimy taką akcję i przedstawiać swoje uzasadnienie.

Przeciwników referendum nie obowiązywały aż tak drastyczne przepisy. Przypomnijmy, że radny Michał Sztybel nazwał inicjatorów „pożytecznymi idiotami”, którzy pracują na rzecz posła Andrzeja Walkowiaka. Na oficjalnych stronach bydgoskiego ratusza pojawiało się ostrzeżenie, by bydgoszczanie zadbali o ochronę swoich danych osobowych. Wyłączono telefon służbowy Barbary Paruckiej, która należy do grupy i jest przewodniczącą Rady Osiedla Wilczak-Jary, a samej radzie cofnięto też pieniądze, między innymi na organizację festynu osiedlowego i na bilety MZK. Próbowano wyrzucić ich z dzierżawionego lokalu i... w wielu punktach miasta wywieszono plakaty i billboardy z napisem „Uwaga! Kradną dane osobowe. Szanuj swój podpis i PESEL, bo mogą być wykorzystane przez oszustów - Rozwój dla Bydgoszczy, Henryk Pulchny”. Referendalna grupa 21 stycznia poprosiła prokuraturę o to, by sprawdziła, czy Henryk Pulchny złamał prawo.

<!** reklama>- Plakaty i pogoda zrobiły swoje. Bydgoszczanie bali się wpisywać na listy. W Sopocie można było zbierać podpisy w marketach, a w Bydgoszczy nie. Właśnie tak skutecznie zabija się demokrację - mówi jeden z sympatyków grupy.

Postępowanie toczy się od półtora miesiąca. Policjanci przesłuchiwali już, między innymi, Jacka Moniuka, pełnomocnika grupy.

- Nikt mnie nie wzywał - oświadcza Henryk Pulchny, lider konkurencyjnej grupy „Rozwój dla Bydgoszczy”. - Nie mam nic do ukrycia. Wytłumaczę się ze wszystkiego. Bez względu na to, czy uzbierają podpisy, czy nie, będziemy działać. Ktoś musi bronić prezydenta. Jeśli nie ja, to kto?

Na opinię publiczną wpływa też niewątpliwie aktywność Bogdana Dzakanowskiego, doradcy prezydenta Bydgoszczy.

- Nie chcę się w to mieszać. Boję się, że dane będą sprawdzane przez urzędnika prezydenta. Tak jak to było z listami Sławomira Młodzikowskiego i projektem uchwały w sprawie sprzedaży KPEC. Zakwestionowali przecież autentyczność połowy z nich. W tym przypadku może być podobnie - mówi pan Rafał z Błonia, który w sobotę nie zatrzymał się przy stoliku grupy referendalnej.

Podpisy zbierano też na Bartodziejach.

- Chodzili po targowisku i krzyczeli, że to ostatnia szansa, by odwołać prezydenta. Rozdawali ulotki - mówi pani Barbara z Bartodziejów.

- Krzyczeli i mocno agitowali! - denerwuje się pani Małgorzata z Fordonu.

Bartosz Truszczyński, rzecznik inicjatorów, zaprzecza: - Mówiliśmy, że to ostatni dzień zbierania podpisów. Policjanci spisali nawet dwóch wolontariuszy. Nie wiem, czy mieli do tego prawo.

- Możemy legitymować - twierdzi Kamila Ogonowska, z Zespołu Prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji. - W czasie weekendu nie odnotowaliśmy żadnych incydentów. Nie było skarg na inicjatorów referendum.

Inicjatorów wspierały związki zawodowe. „Solidarność-Oświata” dostarczyła już część podpisów. Resztę, jak zapewnia Sławomir Wittkowicz, przekaże dopiero dziś.

- Mamy ponad tysiąc podpisów - zdradza Andrzej Arndt, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Komunikacji Miejskiej.

Dziś dowiemy się, czy plan odwołania Konstantego Dombrowicza poparła wystarczająca liczba bydgoszczan.

- Walczyć będziemy do końca - zapowiada jeden z wolontariuszy.

Co dalej?

Jeśli inicjatorom uda się zebrać 29 054 podpisy, to komisarz wyborczy w ciągu 30 dni wyda postanowienie o przeprowadzeniu referendum. Odbędzie się ono w dzień wolny od pracy, najpóźniej w ciągu 50 dni. Będzie ważne, jeśli weźmie w nim udział co najmniej 60 procent wyborców, którzy uczestniczyli w drugiej turze wyborów prezydenckich, czyli 57 011 osób.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski