Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasza narodowa cecha: bylejakość

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Marka Jeleniewskiego nie zdziwi niska frekwencja w niedzielnym referendum: - W masie nasze społeczeństwo jest... aspołeczne - uważa
Marka Jeleniewskiego nie zdziwi niska frekwencja w niedzielnym referendum: - W masie nasze społeczeństwo jest... aspołeczne - uważa Tadeusz Pawlowski
Rozmowa z dr. Markiem K. Jeleniewski, pracownikiem Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego i byłym radnym miejskim z lewicy, o niedzielnym referendum i jednomandatowych okręgach wyborczych.

[break]
Publicyści i politycy przewidują, że niedzielnemu referendum towarzyszyć będzie niewielka frekwencja. To może dziwić, wszak dotyczyć będzie spraw bardzo istotnych.

Mnie nie dziwi. W masie nasze społeczeństwo jest aspołeczne. W wyborach uczestniczy połowa uprawnionych, zaś oddający głosy często nie potrafią uzasadnić powodów swego wyboru. To skutek naszej narodowej cechy: bylejakości, skutecznie bronionej przez partyjnych propagandzistów.

Wyedukowany wyborca jest dociekliwy, łatwiejszy w sterowaniu jest wyborca niewyedukowany. Nie rozmawiamy ze sobą, nie wymieniamy poglądów, nie umiemy zatem się wzajemnie przekonać. Jeśli już, czynimy to w sposób agresywny, przez co sami pozbawiamy się szans na ewentualny sukces. Indoktrynowani przez upartyjnione media, nie dopuszczamy myśli, że pomysł wysunięty przez "innych" może być dobry. Bez względu na to, jak głupi jest pomysł "naszych", będziemy go wspierać, bez względu na to jak mądry jest pomysł "obcych", będziemy go zwalczać.

Tematyka referendum jest nieistotna. Gdyby jego inicjatorem była PO, słyszelibyśmy ze strony jej propagandzistów słowa zachęty i oglądalibyśmy zmasowane ataki propagandzistów PiS. I odwrotnie. Gdyby PO lub PiS dostrzegały ewentualne korzyści dla siebie, nie mylić z korzyściami dla nas - Polaków, referendum dostałoby wsparcie. Obie te partie - zresztą słusznie - nie widzą powodów dla zmiany istniejącego status quo. Kukiz jest za mały. Tym bardziej że jego pomysł jest niemądry.

W spotach rozpowszechnianych przez zwolenników referendum mówi się, że JOW-y to najbardziej sprawiedliwe, prospołeczne rozwiązanie, a ich wprowadzenie wyeliminuje partyjne koterię.

Mówi się jeszcze, że zmienią układ sił, bowiem do parlamentu wejdą prawdziwi reprezentanci wyborców, a nie osobnicy naznaczeni przez partyjnych kacyków. To oczywista nieprawda. Wobec tego, o czym mówiłem wcześniej, kandydatów wyznaczaliby partyjni decydenci, a naród by ich wybierał. Nie trzeba daleko szukać, to widać dziś w wyborach do Senatu. Liczy się szyld, a nie osoba kandydata. Nawet najmądrzejszy, ale bezpartyjny ma szanse bliskie zeru. Po wyborach w JOW do Senatu mamy zatem wiernych ideom partii senatorów z IQ ogórka, choć rywalizowali z osobami bardzo wartościowymi.

Zwolennicy referendum przytaczają jednak przykłady z innych krajów, gdzie JOW-y funkcjonują, a życie polityczne wygląda zupełnie inaczej niż u nas.

Właśnie dlatego, że w Niemczech (częściowe JOW-y), Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych życie polityczne wygląda inaczej niż u nas, JOW-y maja rację bytu. Nie wolno jednak zapominać, że i tam wcale nie jest to rozwiązanie idealne. Zabetonowana, podzielona na dwie części scena polityczna każe po każdych wyborach wrzucać do kosza około 25 proc. ważnych głosów wyborców. Kukiz zachował się jak karp przed Bożym Narodzeniem. Gdyby dziś istniały JOW-y, on ze swoimi ponad 20 proc. mógłby nie uzyskać żadnego mandatu do Sejmu. Problem w tym, że zwolennicy jego pomysłu tego nie wiedzą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!