A to właśnie pani profesor, jak wieść gminna niesie, była osobą, która na ostatnim posiedzeniu Rady Collegium Medicum zaproponowała rozszerzenie porządku obrad o punkt, w którym omawiano stosunek rady do projektu ustawy o utworzeniu samodzielnego uniwersytetu medycznego w Bydgoszczy. Efekt znamy: rada większością jednego głosu powiedziała „tak” nowej uczelni.
Teraz zaś prof. Tafil-Klawe i radny Walkowiak pojechali przedstawić ministrowi argumenty na rzecz oderwania Collegium Medicum od UMK i utworzenia na jego bazie uniwersytetu medycznego. Była to swoista riposta na wcześniejszą rozmowę Jarosława Gowina z rektorem UMK - rozmowę zakończoną zapewnieniem, że ministerstwo nauki nie będzie popierało rozbicia toruńskiej uczelni. - Anielską cierpliwość ma rektor - westchnął mój kolega z Torunia na wieść o udziale prof. Tafil-Klawe w drugiej wyprawie do ministerstwa. - Ja bym od razu dyscyplinarnie zwolnił pracownika, który ewidentnie działa na szkodę firmy...

Grzegorz Olkowski
A ja jestem innego zdania. Abstrahując od mocnej pozycji pani profesor jako naukowca i nauczyciela akademickiego, gdybym był rektorem, to wolałbym mieć w otoczeniu osoby niezależnie myślące i mające cywilną odwagę publicznie bronić swego zdania. Wolałbym rogate dusze niż fałszywych i interesownych dworaków, jakich nie brakuje także w szacownych gremiach naukowych.
Niestety, bydgoska riposta nie zakończyła się sukcesem. Z ostrożnych wypowiedzi Andrzeja Walkowiaka wynika, że minister Gowin nadal uważa, że podział dużej uczelni rodzi złe skutki. Oczywiście to nie Gowin decydować będzie o losie obywatelskiego projektu ustawy o powołaniu uniwersytetu medycznego, tylko parlament i ewentualnie prezydent. Nie czarujmy się jednak - głos ministra na pewno będzie na Wiejskiej brany pod uwagę.
Skromne efekty wizyty bydgoskiej delegacji w stolicy dają nam wszystkim do myślenia. Czy nie czas pomyśleć o planie „B”, pomyśle na wzmocnienie Collegium Medicum w wypadku odrzucenia przez Sejm obywatelskiego projektu? 160 tysięcy podpisów pod nim na pewno jest wystarczająca legitymacją do żądania większej autonomii collegium, a także gwarancji jego rozwoju - i to w Bydgoszczy, nie w Toruniu.
Plan „B” trzeba też mieć dla metropolii bydgoskiej. Pogłoski krążące w tym tygodniu, a rozsiewane m.in. przez posłankę Annę Sobecką, potwierdzają obawy, jakie sformułowałem w tym miejscu już na początku roku. Władze PiS nie są zainteresowane wzmacnianiem dużych miast kosztem mniejszych ośrodków. Co więc zrobić, jeśli ustawa metropolitalna wyląduje w koszu albo obejmie jedynie gąszcz miast na Górnym Śląsku? Miotać gromy na rządzących, że zlekceważyli Bydgoszcz? To mało konstruktywne. Już 11 gmin pozytywnie odpowiedziało na zaproszenie do wspólnej metropolii, a wkrótce pewnie będzie ich około dwudziestu. Z metropolią czy bez, to ciążenie gmin ku Bydgoszczy warto jakoś wykorzystać. Tylko czy nie okaże się, że jest to wyłącznie płatna miłość?