Wracając jednak do rozkochującego w sobie piękne kobiety, przynajmniej jedną, Stanisława, posła niezłomnego, a obecnie, co tu dużo mówić, przez matkę-partię jawnie wyklętego, sprawa ta wciąż budzi emocje. Prawdopodobny romans Stanisława Pięty, którego dotychczasowa postawa pozwalała podejrzewać, z racji wygłaszanych od lat poglądów, jedynie o platoniczny związek ze świętą Faustyną, dość nieoczekiwanie oparł się nawet o bolące kolano samego Jarosława Kaczyńskiego. A to każdemu poszłoby, dosłownie i w przenośni - trzymając się nomenklatury ortopedycznej - w pięty, aż po same golenie.
Posła Piętę, który ostatnio zaproponował spektakularne wyniesienie z Sejmu protestujących niepełnosprawnych (co zjednało mu liczne i kolejne rzesze prawicowych sympatyków, na których widok nawet hieny potrafią zrezygnować z najbardziej smakowitych kąsków padliny) zawieszono w prawach członka PiS. Nie muszę nikomu tłumaczyć, że opresja, która dotknęła parlamentarzystę, może być, jak donosi część niepokornych mediów, spiskiem, wymierzonym w osobę ani przez moment niewahającą się bronić polskich interesów w kraju i za granicą, a także w niebie oraz na ziemi. Historia zna przecież przypadki „precyzyjnie zaplanowanych operacji przez cyniczne kobiety”, jak to ujął periodyk dla początkujących rybaków -„Sieci”.
I tym razem mogło być podobnie, bo nawet noc spędzona przez polityka w sejmowym hotelu wspólnie z przebiegłą niewiastą jeszcze o niczym nie świadczy, zwłaszcza w przypadku takich ultrasów jak poseł. Zwolennicy talentu Stanisława Pięty dobrze wiedzą, że trzymany przez niego od lat w łóżku nagi miecz, jak ten z opowieści o Tristanie i Izoldzie, uniemożliwia mu dyskryminowane w macierzystej partii cudzołóstwo, jawnie wskazując na inne niż erotyczne powody wspólnego - z koleżanką czy kolegą noclegu. Z drugiej jednak strony, chciałbym, abyśmy wszyscy - zwłaszcza z okazji zbliżającego się weekendu pamiętali, iż kto mieczem wojuje, niekiedy od miecza ginie.