Załatwienie tej bolesnej dla nas wszystkich sprawy ma kosztować około miliarda złotych, a więc dokładnie tyle, ile obłąkańczy program strzelnic na terenie kraju. Strzelcy nawet z odbezpieczonymi karabinami, Panie Premierze, mogą poczekać, dla mnie lewaka, nawet do tzw. usr...j śmierci.
Nie o tym dziś jednak napiszę, bo do ujadającej sfory przeciwników dobrej zmiany dołączyli ostatnio dentyści i tutaj… sprawa robi się bardzo delikatna, bo mało jest takich osób, które odważyłyby się narazić dentystom. Z drugiej jednak strony, zakupione i stojące bezczynnie dentobusy już dawno powinny stać się wyrzutem sumienia stomatologów, których brak empatii wobec dziatwy z czworaków i ich rodziców z bolącymi zębami może niepokoić.
Dentobusy miały być takimi gabinetami na kołach, umożliwiającymi masowe zajrzenie narodowi w biało-czerwony otwór gębowy. W naszym województwie nie znalazł się ani jeden stomatolog, który chciałby w ramach kontraktu z NFZ wsiąść do dentystycznej kliniki na kółkach. Jak tłumaczą lekarze specjaliści, żenująco niskie stawki za ową mobilną usługę są jednym z głównych powodów fiaska nowatorskiego, skierowanego do ludu programu o kryptonimie „Biały Kieł Plus”.
Moja znajoma dentystka stwierdziła, iż gdyby przeprowadzała proste, ma się rozumieć, zabiegi nawet w czasie jazdy, czyli w usłudze on-drive, i tak nie wyszłaby na swoje. Przyznała , że usługa w trakcie jazdy jest jakimś sposobem zwiększenia dochodów dyżurującego w pojeździe specjalisty, ale przy stanie naszych dróg, to sposób mocno problematyczny.
Z innych propozycji wykorzystania kupionych już dentobusów podoba mi się pomysł porzucania niezadowolonych z usługi pacjentów, leczonych w trybie on-drive, w lesie, z dala od ich miejsca zamieszkania, aby dać im czas do politycznego namysłu. Trwający objazd działaczy PiS po Polsce podsunął mi koncepcję, aby oprócz stomatologa umieścić w dentobusie jedynie słusznego kandydata na burmistrza czy nawet prezydenta miasta, który w czasie leczniczego objazdu mógłby dzielić się z pacjentami, w formie niezobowiązującej pogawędki lub kilkuosobowego wiecu, wizją swej przyszłej władzy.
Oczywiście, są prostsze i tańsze niż dentobusy sposoby dotarcia do obywateli z obolałą szczęką i patriotycznym zgryzem. Najprostsze rozwiązania nie są jednak domeną obecnej władzy, a w szczególności premiera, który zamiast opowiadać rodzicom protestującym w Sejmie o mapie drogowej, powinien uznać sprawę za załatwioną, zanim się u nich pojawił.