Spór bydgoskich wędkarzy z Jackiem Kaczmarkiem, użytkownikiem Zalewu Koronowskiego, zapewne toczyć się będzie jeszcze wiele lat. Wszyscy zainteresowani dobrze wiedzą, jak bezsilne jest prawo, jak łatwo je obejść i jak trudno cokolwiek udowodnić.
Nie da się przecież policzyć kilkuset tysięcy małych rybek wypuszczanych z olbrzymich zbiorników do wody. Nie da się ich dokładnie zmierzyć, a niewprawne oko kontrolera nie zawsze zauważy gatunkowe różnice. Może wyjściem byłoby rozpoczynanie kontroli nie od sprawdzania papierów w czasie zarybiania nad brzegiem wodnego zbiornika, ale już w gospodarstwie rybackim podczas załadunku narybku? Może... Wędkarze ganią użytkownika. Twierdzą, że ryb jest coraz mniej. Mówią, że jest złym gospodarzem. On broni się, zrzucając winę na kłusowników i naturę, w tym ptaki oraz wydry. Czy możliwe jest jednak, by zwierzęta i ludzie poczynili aż takie spustoszenia? Na moje, nie. Chyba jednak istnieje drugie dno. Niestety, okrutnie muliste...
<!** reklama>
Na rozstrzygnięcie sporu musimy poczekać kilka lat. Jeśli rację mają wędkarze, w Zalewie Koronowskim zabraknie ryb, woda stanie się mętna i cuchnąca. Zaczną umierać rośliny. Akwen przestanie być wówczas atrakcyjny nie tylko dla wędkarzy. Największe materialne straty poniosą gminy, na których terenie Zalew Koronowski się znajduje. Jeśli Jacek Kaczmarek mówi prawdę, zalew tętnić będzie życiem, a na brzegach ludzie „moczyć będą kije”. I oby tak się stało, bo przywracanie życia zdegradowanemu środowisku nie jest łatwym zadaniem.