<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Są różni. Są gracze wagi ciężkiej i ci od harcowania, są wazeliniarze i ideowcy, są karierowicze i autentyczni mądrale. Generalnie politycy dzielą się na dwie zasadnicze grupy - przywódców stada i zwyklaków do głosowania. Ale jest jeszcze grupa trzecia - poppolityków. Czyli tych magików, którzy posiedli tajemną wiedzę, jak trzeba flirtować z mediami, żeby z nich nie wychodzić.<!** reklama>
Dla swoich partii są cenni niesłychanie, bo w końcu dziś punkty u wyborców zdobywa się w mediach. A tu już wchodzimy jak najbardziej w sferę popkultury, bo mechanizmy rządzące hierarchią politycznych gwiazd są przecież identyczne jak u celebrytów.
Rola poppolityków oczywiście też bywa różna - a to razem z tabloidem pokazowo się odchudzą, a to zrobią ustawkę z fotoreporterem, a to zmajstrują jakiś skandal. Ci sprawniejsi wezmą się też za bary w telewizyjnym studiu, w programach polegających na wykrzykiwaniu do tego drugiego „ja panu nie przerywałem”. Żeby było jasne - to norma. I nie chodzi tu o to, żeby użalać się nad stanem naszej klasy politycznej. Użalać możemy się raczej nad tym, że w kategorii poppolityków mamy posuchę. Wcale nie dlatego, że waga debaty smoleńskiej w ostatnich dniach odstręcza od popchwytów.
No bo co dzisiaj mamy? W partii rządzącej głównym frontmanem stał się Stefan Niesiołowski, owszem, barwny, ale tak przewidywalny w swoich komentarzach jak najnudniejsza telenowela. Wciąż oczywiście największą gwiazdą pop jest premier - o ile jednak kiedyś jego sportowe pasje były mocną bronią, to dziś już nieco drażnią. A reszta? Graś? Tomczykiewicz? Schetyna? Wszystko można o nich powiedzieć, ale nie to, że są w stanie rozkochać fanów w sobie i matce partii.
Opozycja? W PiS nastał czas anonimowych typów, wyglądających i mówiących tak samo. Hofman, Kamiński młodszy, Błaszczak& Przysłowiowy stał się tu właśnie Mariusz Błaszczak, któremu szydercy wytknęli, że z każdym badaniem opinii zna go coraz mniej Polaków, co jakoby świadczyć miało o tym, że znika. Z drugiej strony Beata Kempa gra już na takim zadęciu, że stała się groteskowa. Lewica? Główny popgwiazdor Bartosz Arłukowicz wyraźnie przycichł. PJN? Pan Poncyliusz wygrywa w rankingach przystojności, ale już liderująca grupie pani Kluzik to, mimo starań, pokaz bezbarwności.
Cóż, nigdy bym się nie spodziewał, że można będzie zatęsknić za czasami „strasznych chłopców” w typie Janusza Palikota czy Jacka Kurskiego, zwanego pieszczotliwie Kurą. Bo choć w czasach, kiedy nie wychodzili z mediów, doprowadzali nas często swymi wystąpieniami do białej gorączki, to przynajmniej wiedzieli, jak grzać emocje popkonsumentów.
Oczywiście flirt z kulturą pop to dla polityka łążenie po cieniutkim lodzie. Łatwo wpaść do wody - żeby wspomnieć ostatnie problemy popmistrza, Silvia Berlusconiego. Na szczęście „bunga-bunga” to problem Włochów.